Free travel home page with storage for your pictures and travel reports! login GLOBOsapiens - Travel Community GLOBOsapiens - Travel Community GLOBOsapiens - Travel Community
Login
 Forgot password?
sign up


Top 3 members
wojtekd 70
Member snaps

Andrzej's Travel log

about me      | my friends      | pictures      | albums      | reports      | travel log      | travel tips      | guestbook      | activities      | contact      |

Wiecej wpisow o biezacych podrozach mozna znalezc na Twitterze: http://twitter.com/ostrand_ao

Log entries 1 - 10 of 120 Page: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10



Jun 29, 2016 10:00 PM São Paulo - miasto bezdomnych

Budzik w moim telefonie wyrywa mnie ze snu o 1-wszej w nocy i zanim odnajduje telefon, aby go wylaczyc, rozbudzam sie na dobre... Od tego momentu juz tylko przysypiam... w koncu troche po 5-ej wstaje. Leo spi znakomicie. Budze go przed 8-ma, po 12h snu, i idziemy na sniadanie. Wybor dan moze nie jest duzy, ale wszystko jest smaczne. Synek tez zajada az milo:) Po sniadaniu i czterech filizankach kawy wracamy do pokuje, z mysla o szybkim wyjsciu na miasto. Ale wolny internet, z prostej rezerwacji kolejnej doby w hotelu, czyni ta czynnosc bardzo skomplikowana. Malo brakuje a mielibysmy zarezerwowane dwa pokoje na ta samo noc:)
W koncu wychodzimy. Kierujemy sie najpierw na plac Republiki aby obejrzec go za dnia, pozniej ruszamy w okolice placu Se (Katedralnego). Po drodze w oczy rzuca sie piekny budynek teatru miejskiego z poczatku XX wieku, wzorowany na paryskim palacu Garnier. Z zewnatrz, szczegolnie fasada, prosi sie o czyszczenie, ale wnetrze (a widzimy tylko hol) zachwyca. Nastepnie dlugo wloczymy sie po kwartale wiezowcow, w ktorych mieszcza sie glownie siedziby bankow. Wiekszosc z nich, to stylowe budynki z pierwszej polowy XX wieku. Chwile poszukujemy wiezowca Banespa, gdzie mozna wjechac na 26-te pietro i zobaczyc panorame miasta... Po znalezienie go okazuje sie, ze od roku wstep dla turystow jest juz zabroniony. Tlumaczy nam to spotkany tam, przesympatyczny brazylijczyk, ktory rowniez chcial wjechac na taras widokowy i wszystkiego dowiedzial sie od ochrony. Po wyjsciu, chwile idziemy z nim dalej, do pobliskiego monastyru Sao Bento. W koncu postanawiamy odpoczac i zjesc. Ja wybierma jedna z setech miejscowych knajpek, podajacych piwo, capirinie i rozne male przekaski... a Leo McD:( Posileni ruszamy dalej. Wracamy do placu Se, gdzie zwiedzamy katedre i krecimy sie wokol. W koncu powoli kierujemy sie z powrotem do hotelu... zaraz mecz Polska-Portugalia, a poza tym czujemy w nogach 6h zwiedzania:) Oprocz tych wszystkich pieknych budowli, setek pomnikow i roznych ciekawych miejsc, wzrok przykuwaja tysiace bezdomnych... koczuja wszedzie - na chodnikach, w bramach, pod mostami i wiaduktami... doslownie wszedzie, skad tylko nie zostaja przegonieni przez ochrone. Czesto koczuja cale rodziny, w namiotach lub bezposrednio na ziemi, zakryci po glowe kocami, rozdawanymi przez jakies sluzby miejskie lub organizacje charytatywne. Ci ludzie nie zaczepiaja, nie zebrza... wygladaja jak cienie, w ktorych niewiele pozostalo zycia... Ten widok jest niezwykle przygnebiajacy.

Mecz postanawiamy w koncu obejrzec w pokoju, w jedym z kanalow sportowych jest transmisja calego Euro... No coz, szkoda ze tak skonczyly sie te karne... szkoda mi szczegolnie Blaszczykowskiego, bo znajda sie zapewne tacy, ktorzy bede o ten karny go obwiniali... Po emocjach meczowych idziemy jeszcze na wieczorny spacer (oczywiscie slonce juz zaszlo dosc dawno) i cos przekasic w lokalnym barze, ktore coraz bardziej mi sie podobaja. W hotelu spotykamy naszego frienda-portiera, wiec wymieniamy uwagi na temat meczu. Ogolnie nasz Paulistanos jest pod duzym wrazeniem naszej druzyny. Tak konczymy pierwszy dzien w Brazylii... c.d.n.



Jun 28, 2016 10:00 PM Pierwsze kroki w Ameryce Poludniowej

Wstajemy o 6-ej, pakujemy sie i schodzimy do recepcji zapytac o sytuacje na lotnisku. Ale poza tym, ze lotnisko podobno jest otwarte i, ze bus hotelowy kursuje na lotnisko, niewiele wiecej dowiadujemy sie. Na monitorach pokazujacych loty, wiekszosc jest odwolanych, ale dotyczy to przede wszystkim nocnych lotow, naszego tam nie ma:( Po sniadaniu idziemy do pokoju dopakowac sie i chwile po 7-ej schodzimy na dol. Odjezdzamy spod hotelu o 7:30. Tuz przed lotniskiem rozstawily sie telewizje z calego swiata. Na duzym trawniku, ktory wczoraj byl pusty i zielony dzis nie ma kawalka wolnego miejsca, a zastawily go setki kamer i mikrofonow. Ten widok oblicza wspolczesnego swiata, waga informacji i szybkosc dzialania mediow, z jednej strony zadziwiaja, a z drugiej szokuje ze dramat jest az tak w takiej cenie:( Po dojechaniu do terminala od razu widzimy miejsca wybuchow na zewnatrz. Widac uszkodzenia podwieszanych syfitow i spekane szyby. Przy wejsciu jest kontrola, ale raczej pobiezna. Wewnatrz terminalu bardzo duzo ludzi... kolejka do 'hotel desku' TK nie ma dzis konca... My najpierw idziemy do monitorow sprawdzic status naszego lotu. Okazuje sie, ze trwa odprawa i nie jest zapowiadane nawet opoznienie:) Idziemy nadac nasz bagaz i zmienic miejsca w samolocie, bo Leonkowi zalezy na miejscowce przy oknie. Po szybkim zalatwienie sprawy idziemy ogladac terminal - wejsc mozna wlasciwie wszedzie, zadnych barierek, zamknietych stref. Wszyscy robia zdjecia i atmosfera jest raczej piknikowa, w miejscu gdzie kilka godzin wczesniej zginelo 41 osob... zadnych kwiatow, zniczy, czy oznak zaloby. Zadziwiajace!
Po przejscie kontroli bezpieczenstwa mamy jeszcze troche czasu na pokrecenie sie po lotnisku. Chwile przed 9-ta zaczyna sie boarding i wlasciwie o czasie ruszamy. Lecimy sporym samolotem - Boeingiem 777-300ER, prawie polowa miejsc jest wolych (pozniej steward tlumaczyl, ze duzo pasazerow nie zdazylo przesiasc sie na ten samolot), wiec mamy duzo miejsca:) Startujemy okolo 9:40. Przed nami okolo 13h lotu. Serwis w TK jest naprawde niezly - w czasie lotu sa dwa cieple posilki i przekaski - kanapki i ciastka, napoje rowniez sa bez ograniczen i raczej niczego nie brakuje przez caly lot... Z ciekawostek - podczas lotu dostepnych jest 6 kanalow telewizyjnych na zywo oraz jest dostep do internetu - dla business class za darmo, dla economic class do wykupienia... cena moze nie najnizsza, ale nie zaporowa, np. pakiet 24h kosztuje 15$ (liczy sie czas korzystania i rozliczany jest tylko czas zalogowania do wifi). Leo cala droge nie spi - oglada filmy, slucha muzyki, bawi sie odprawiajac wirtualne loty i oczywiscie biega do 'galleya':) Ja czas poswiecam na planowanie podrozy, pisanie dziennika i uzupelnianie tweetow. Ladujemy 10 minut przed planowym czasem. W Sao Paulo jest 16:45 (-6h do Stambulu, -5h do Warszawy). Odprawa jest krotka. Chwile szukamy bankomatu, ktory znajdujemy na najwyzszym poziomie. Przy wyplacie, niezaleznie od kwoty, pobierana jest prowizja 24R$, czyli prawie 30zl;( Gdy wychodzimy przed terminal zachodzi juz slonce... Tam szukamy busa lotniskowego kursujacego pomiedzy terminalami, ktory przyjezdza po chwili... Z terminala T2 autobusem miejskim (257) jedziemy do miasta. Lotnisko GRU znajduje sie okolo 25km od Sao Paulo i podroz zajmuje ponad godzine, szczegolnie ze juz po chwili widac, ze miasto jest zakorkowane. Niestety w autobusie jest straszny tlok i wiekszosc drogi stoimy, ale za niewiele wiecej niz 5 reali nie ma co wybrzydzac... mozna bylo wybrac wygodny autobus za jedyne 42R$. Z duza ulga wysiadamy na ostatnim przystanku, tuz obok stacji metra Tatuape. Kupujemy bilety na metro (3,8R$, dziecko>6lat placi pelna cene) i po 10 minutach wysiadamy na stacji Republika. W metrze Leo zaczyna przysypiac, widac ze jest juz potwornie zmeczony, ale nie narzeka... Jest naprawde super wytrwaly i dzielny! Z placu Republiki mamy blisko do naszego hotelu... oczywiscie chwile trwa zanim ustalamy kierunek w ktorym mamy isc, ale dobra mapka przygotowana w czasie lotu mocno ulatwia nam sprawe. Przed 19-ta jestesmy w Terra Nobre Plaza Hotel:) Wita nas przesympatyczny portier... po 2 minutach jestesmy juz kolegami, a glowny temat to oczywiscie jutrzejszy mecz - on oczywiscie kibicuje Portugalii... W pokoju Leo wykrzesuje z siebie tylko tyle sily, aby umyc zeby i natychmiast zasypia. Ja grzebie troche w internecie i o 21 tez zasypiam. To byl dluuugi dzien!



Jun 27, 2016 10:00 PM Nocleg w Stambule

Odsypiamy dosc dlugo wczorajszy dzien i dopiero po 10-ej idziemy na sniadanie 'na miasto'. W jednaj z paryskich piekarni zjadamy kanapki z cieplej jeszcze bagietki. Wrcamy do hotelu po bagaze i ruszamy na lotnisko, najpierw metrem, pozniej RER-em., a na koniec kolejka lotniskowa na terminal 1. I gdyby nie monstrualna kolejka do odprawy mielibysmy na lotnisku sporo czasu... a tak prosto z kolejki wsiadamy do samolotu:) Lot trwa 3h i mija bardzo szybko, szczegolnie, serwis jest naprawde niezly. Na lotnisku jest kolejka do odprawy, ale idzie szybko, szcegolnie ze wizy mamy elektroniczne, kupione przez internet. Po odebraniu plecaka idziemy do 'Hotel desk', znajdujacego sie w holu przylotow. Cale szczescie nie ma tam praktycznie kolejki. Procedura przydzialu hoteli dla podrozujacych TK (i majacych co najmniej 10h przesiadki) wyglada tak, ze najpier zbieraja kilkanascie kart pokladowych, grupuja ludzi i przydzielaja hotele. My dostalismy hotel Wow (4*), znajdujacy sie niedaleko lotniska. Terminal opuszczamy kilka chwil po 19-ej, a droga zajmuje niespelna 5 minut. Meldujemy sie szybko, bo Leo zajal kolejke i bylismy jednymi z pierwszych. Po chwili relaksu w pokoju ruszamy poznac okolice. Najpierw szukamy miejsca na kolacje, ale gdy okazuje sie, ze Burger King jest nieczynny, Leo nagle traci apetyt, bo reszta miejsc jest zbyt turecka:( Dlatego ruszamy w strone lotniska w poszukiwaniu czegos innego, mniej tureckiego... Okolica jest typowo biurowo-hotelowa i nic ciekawego tu nie ma... Po dojsciu w okolice terminala Leo stwierdza, ze nie chce mu sie juz isc, szczegolnie ze tutaj trzeba byloby przejsc jeszcze ruchliwa ulice (bez pasow), a po drugiej stronie stal patrol policyjny... Dlatego zawracamy, i jak sie wkrotce okaze, byla to jedna z lepszych decyzji, i to raczej nie tylko tego dnia... bylo chwile przed 21-a, czyli tuz przed zdetonowaniem bomb. Po powrocie do hotelu, slychac juz ciagle wycie syren karetek, wozow policyjnych, strazackich i warkot helikopterow. O tym, ze byl to zamach dowiadujemy sie oczywiscie z sms-ow z Polski:) Ale z pokoju hotelowego, z oddali widzimy sam terminal i blyski swiatel wszelakich sluzb... Zasypiamy juz sporo po polnocy:)



Jun 26, 2016 10:00 PM Pierwszy przystanek - Paryz

Wyruszamy z domu chwile po 7:30. Ale poza spoznieniem taksowki (Uber) w Warszawie i lekkim poddenerwowaniu na starcie, o calej podrozy do Beauvais-Paryza mozna powiedziec tylko tyle, ze odbyla sie:) Ladujemy chwile po 12-ej, jest pochmurno i mzy. Do Paryza jedziemy autobusem. W drodze zaczyna mocno padac, ale na nasze szczescie dosc krotko. Zatrzymujemy sie w hotelu F1 w 14-ej dzielnicy, dokad jedziemy metrem. Miejsce jest dosc smieszne, szczegolnie jesli chodzi o toalety i prysznice (wspolne) - to takie plastikowe kapsuly, ktore pomimo automatycznego mycia i samoczyszczenia pozstawiaja wiele do zyczenia pod wzgledem czystosci. Po poludniu ruszamy do miasta, zaliczajac typowe paryskie punkty - Centrum Pompidou, katedre Notre-Dame, Louvre (tylko z zewnatrz, bo dzis poniedzialek), ogrody Tuileries, Champs-Elysees i oczywiscie wieze Eiffla. Dzien konczymy w strefie kibica, swietujac wygrana razem z islandczykami:) Do hotelu wracamy po 23-ej i padamy zmeczeni w swojej 'kapsule'.



Jun 25, 2016 10:00 PM Brazil'2016 zaczynamy!

Brazil'2016 zaczynamy! "Istnieje cos takiego jak zarazenie podroza i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej", Ryszard Kapuscinski, "Podroze z Herodotem"

Wiec niejako chorzy, znow ruszamy w droge... tym razem do Brazylii! To nasza pierwsza podroz do Ameryki Poludniowej, miejmy nadzieje ze szczesliwa i nie ostatnia:) W czasie ponad trzech tygodni zamierzamy m.in. zobaczyc São Paulo, Kurtybe, wodospady na rzece Iguaçu, Rio de Janeiro i Manaus. Planujemy tez spedzic kilka dni w amazonskim lesie deszczowym oraz poleniuchowac na Ilha Grande. O tym czy uda sie nam zrealizowac te plany, i o wszystkich ciekawych doswiadczeniach (w miare mozliwosci) bede pisal w dzienniku z podrozy na stronie http://www.globosapiens.net/travellog/ostrand

A krotkie notki na Twiterze: http://www.twitter.com/ostrand_ao

Trzymajcie mocno kciuki, bo tym razem podroz mamy slabo zaplanowana i duzo jeszcze niewiadomych w naszych planach:)



Jan 22, 2015 11:00 PM Sniadanie na Malcie, kolacja w Warszawie, czyli czas powrotow

Dzien zaczynamy dosc wczesnie od spakowania bagazu. Pozniej idziemy na krotki spacer w okolice kosciola, ktory goruje nad miasem (wiaze sie z tym pewna tajemnica, o ktorej tutaj cicho-sza). Zostal on zbudowany w XVI wieku, a ciekawostka jest obraz z oltarza glownego, ktory jak glosi legenda zostla namalowany przez sw. Lukasza. Co ciekwe, pomimo wczesnej pory w kosciele jest duzo osob, co potwierdza religijnosc Maltanczykow. Po obejrzeniu kosciola i okolic wracamy na sniadanie:) Objedzeni dopakowujemy ostatnie rzeczy, rozliczamy sie w hotelu i ruszamy na autobus X1, jadacy bezposrednio na lotnisko. Jedzie on dosc dlugo, ale wiedzac o tym wyjechalismy z dosc duzym zapasem. Na miejscu okazuje sie, ze samolot do Londynu-Luton bedzie opozniony okolo pol godziny. Ale mimo to od razu przechodzimy do strefy odlotow, bo Leo chce popatrzec na samoloty:) Sam lot mija szybko. W Luton ladujemy okolo 14:30, a do lotu do Warszawy mamy ponad 5h. Chwile krecimy sie po lotnisku, ale w koncu decydujemy sie pojsc do miasteczka Luton... Ubieramy sie w cieplejsze kurtki, bo tutaj temperatura jest nizsza o dobre 15 stopni niz na Malcie, i ruszamy. Droga do miasta zajmuje nam jakies 40minut, ale idzie sie niezle, caly czas chodnikiem i to dosc szerokim. Same miasteczko nie ma zbyt wiele do zaoferowania - dosc posepny kosciol z malym cmentarzem wokol; galeria handlowa; kilka pubow (do ktorych nie mozna wchodzic z dziecmi) i chyba nadajacy najwiecej zycia uniwersytet Bedfordshire. Po kilkunastominutowym spacerze po miescie wracamy na lotnisko ta sama droga, a poniewaz zrobilismy sie bardzo glodni, to idziemy zjesc co nieco do Burger Kinga. Pozniej pozostaje czekanie na nasz lot, a to jeszcze dobre 2h, ale czas mija szybko i chwile po 20-ej wsiadamy do samolotu. w Warszawie ladujemy kilka minut przed polnoca i szczesliwie wracamy do domu:)



Jan 21, 2015 10:00 PM Tour de Malta

Wstajemy o 7:30, bo mamy na dzis ambitny plan:) Sniadanie w hotelu Maritim jest dobre i urozmaicone i chyba dlatego troche nam sie przedluza... Ale jeszcze przed 9-ta opuszczamy hotel. Mamy maly problem ze znalezieniem przystanku, z ktorego odjezdza autobus, ale po kilku minutach odnajdujemy go. Niestety 101-ka jezdzi dosc rzadko i musimy chwile poczekac. W koncu podjezdza maly, nieoznakowany busik z niewielka karta za przednia szyba z numerem '101'. W busiku oprocz nas jada jeszcze dwie osoby. Po okolo kwadransie jestesmy na miejscu - w zatoce Ghajn Tuffieha, choc to nie jest wlasciwe slowo, gdyz chcemy tu tylko przesiasc sie. Ale poniewaz musimy znow poczekac to idziemy na plaze Golden Bay - oceniana jaka jedna z najladniejszych na Malcie. O tej porze roku jest tu pusto, ale latem jest to oblegane miejsce. Oprocz plazowiczow jest to ulubione miejsce surferow. Z ciekawostek mozna wspomniec, ze plaza ta byla planem filmowym w Troi Ridleya Scotta. Nas najbardziej zaitrygowal klif, na ktory mozna dostac sie po stromym zboczu. I pol godziny, ktore mamy na przesiadke, wlasnie spedzamy tam:) Leo bardzo zaluje, ze nie ma ze soba liny wspinaczkowej... Do autobusu 225 wbiegamy na sekundy przed jego odjazdem i dlugo nie mozemy zlapac tchu. Ale zabawa byla przednia! Niestety pogida dzis nie najlepsza - pochmurno, wietrznie i wlasnie zaczyna padac deszcz:( Po niespelna 10 minutach wysiadamy w centrum Mgarr, pod kosciolem o jednej z najwiekszych na swiecie kopul, a ktory ponoc zostal wybudowany za pieniadze ze sprzedazy jaj. My najpierw ruszamy do kawiarni Barri, ale nie po to by napic sie, tylko aby zwiedzac:) Tutaj jest zlokalizowane wejscie do najwiekszych na Malcie schronow przeciwlotniczych z czasow II wojny swiatowej. Musimy chwile poczekac, bo po schronie oprowadzaja kelnerzy, a chwilowo jest duzy ruch w restauracji... Zwiedzanie rozpoczyna sie kilkuminutowym filmem o zyciu Maltanczykow w czasie wojny, duze wrazenie robi intensywnosc nalotow, bardzo czesto kilka-kilkanascie nalotow w ciagu doby... Po obejrzeniu filmu wchodzimy do schronu. Korytarze znajduja sie na glebokosci okolo 12m, maja dlugosc 225m i zostaly wydrazone bez uzycia maszyn. Leo jest troche przestraszony, w korotarzach jest mroczno, a w tle slychac wybuchy bomb i ryk silnikow bobmowcow. Mozna wczuc sie w sytuacje. Miejsce jest ciekawe i warte zobaczenia (cena 3€/dorosly i 0,5€/dziecko). Kolejny punkt na dzis to ruiny swiatyni Skorba Temples - znajdujace sie w pobliskiej wsi Zabiegh. To najstarsze na Malcie megalityczne budynki, datowane na okolo 3,8tys. lat p.n.e. Idziemy tam pieszo, bo to tylko kilkanascie minut drogi z Mgarr. Gdy dochodzimy na miejsce zaczyna mocniej padac, ale my niezrazeni pytamy miejscowych o ruiny. Co ciekawe, dopiero trzeci z zapytanych wskazuje nam droge. Jestesmy tuz, tuz... Ale nasze zdziwienie jest jeszcze wieksze gdy dochodzimy na miejsce... zabytek, wpisany na liste UNESCO, otoczony jest siatka, a wejscie to bramka zamykana lancuchem zamknietym klodka:( Poczatkowo myslelismy, ze jest zamkniety, ale po chwili z baraczku wychylil sie straznik. Odnotowal nasze wejscie i schowal sie przed padajacym deszczem, ktory wlasnie zaczal padac bardzo mocno. Rozejrzelismy sie chwile po terenie ruin swiatyni (to zaledwie kilkaset m2), ale ze wzgledu na deszcz i naprawde niewielka ilosc tego co zachowalo sie, szybko zakonczylismy zwiedzanie Skorba Temples. Leos slusznie zauwazyl, ze ruiny tej swiatyni powinny nosic raczej nazwe 'Skromna Temples':) Po przeczekaniu nawalnicy z piorunami, jedziemy do Rabatu - najpierw autobusem 225, a pozniej X3 (przesiadka na przedmiesciach Mosty). Wysiadamy troche na obrzezach, ale bez problemu dochodzimy do centrum. Pogoda poprawila sie i wyszlo slonce, dzieki czemu wysychaja nam kurtki:) W Rabacie idziemy zobaczyc katakumby sw. Pawla. Jest to rozlegly podziemny kompleks (ok. 2200m2), gdzie w roznego typu grobach wykutych w skale pochowano ponad 1000 cial na przestrzeni kilkuset lat od czasow wczesnochrzescijanskich. Katakumby odkryto przypadkowo pod koniec XIXw., sporo ponad tysiac lat po ostatnich pochowkach. Nie maja one zadnego zwiazku ze sw. Pawlem, a ich nazwa pochodzi od znajdujacej sie nieopodal groty Swietego, w ktorej podobno przebywal podczas pobytu na Malcie... Z Rabatu idziemy do Mdiny - dawnej stolicy Malty. To doslownie 10minut drogi. Stare miasto w Mdinie jest bardzo spokojnym i urokliwym miejscem, nieprzypadkowo nazywanym Cichym Miastem. Dzis jest bardzo malo turystow, grupy zorganizowane juz wyjechaly, wiec tym bardziej to stwierdzenie jest prawdziwe. Najpierw spacerujemy po tych klimatycznych, waskich uliczkach, placach i zaulkach, a pozniej idziemy do Muzeum Historii Naturalnej, zlokalizowanego w poblizu Bramy Glownej, w pieknym budynku. Zwiedzjacych zero, ale ekspozycja ciekawa, choc niezbyt nowoczesna, podobaja sie nam zrekonstruowane szkielety roznych zwierzat, poczawszy od duzych ssakow, po mniejsze, np. nietoperzy, wezy, itp. Fajna jest tez kolekcja mineralow, co dla mlodego geologa-Leosia podoba sie chyba najbardziej:) Dowiadujemy sie tam rownie, ze w czasach prehistorycznych Malta byla polaczona z kontynentem i zyly tu rowniez olbrzymie zwierzeta, m.in. slonie i nosorozce! Po opuszczeniu murow Citta Notabile (czyli Szlachetnego Miasta, bo i taka nazwa bywa uzywana) przez chwile zastanawiamy sie czy nie pojechac jeszcze na stanowiska archeologiczne Hagar Quin i Mnajdra, znajdujace sie na poludniu wyspy. Jednak wybieramy akwarium w San Pawl il-Bahar, czyli na polnocnym wybrzezu. Autobusu X3 dowozi nas na miejsce. Znow sie rozpogodzilo, wiec spacer promenada nad morzem jest calkiem mily. Akwarium jest bardzo fajne i warte zobaczenia, moze nie ma tu okazow z ksiegi Guinessa, ale akwaria sa ciekawie wkomponowane w zatopione statki i inne miejsca. Piekne sa tez akwaria z rafa koralowa i roznokolorowymi rybami:) Po powrocie do Melliehy najpierw zjadamy mala przekaske w pastizzerii, a pozniej idziemy relaksowac sie w hotelowym basenie:) Po dwoch godzinach pluskania sie przychodzi czas na pozegnalna kolacje. Ja zjadam w koncu sztandarowe danie Malty, czyli krolika (zwanego tutaj fenkiem), a Leo tradycyknie zamawia pizze:) Porcje sa wielkie, ale sam smak fenka nie zachwyca, pizza zreszta tez nie jest popisem mistrza:( Niemniej wychodzimy z knajpki z pelnymi brzuchami. Dobrze po 22-ej kladziemy sie spac...



Jan 20, 2015 10:00 PM Swiatynie Ggantija i panwie solne w Marsalforn

Sniadanie w hotelu Downtown nie zachwyca - jest raczej skromne. Grupa pilkarzy, przebywajacych tutaj na zgrupowaniu zjada wszystko... dobrze, ze zeszlismy przed nimi:) Po sniadaniu spakowany bagaz zostawiamy w przechowalni, a sami ruszamy zwiedzac. Pierwszy kierunek na dzis to miejscowosc Xaghra. Wsiadamy na dworcu w autobus 307 i po kilkunastu minutach jestesmy na miejscu. Pogoda dzis przepiekne - bezchmurne niebo i bezwietrznie:) W Xaghrze najwieksza atrakcja sa Swiatynie Ggantija, wpisane na liste UNESCO. Znajduja sie pozostalosci najstarszych wolnostojacych budowli na swiecie, a zostaly zbudowane miedzy 3600 a 3000r. pne. Znajdowaly sie tu dwie swiatynie, wzniesione przez mieszkancow Gozo. Byly one uzytkowane przez okolo tysiac lat, po czym porzucone z niewiadomych przyczyn. Miejsce to jest bardzo zadbane, w odroznieniu od innych stanowisk megalitycznych. Po dosc dokladnym zwiedzeniu pozostalosci swiatyn idziemy jeszcze obejrzec pobliski wiatrak Ta'Kola. Niestety jest on teraz w remoncie i ma zdjete skrzydla, ale wewnatrz remont jest skonczony i mozna obejrzec mechanizm mlynu i wyposazenie. W Xaghrze znajduja sie tez dwie jaskinie, ktore mozna zwiedzac. Obie sa w rekach prywatnych wlascicieli. My 'trafiamy' do Xerri's Grotto, ktora zostala odkryta w 1923r. podczas kopania studni. Wejscie do niej znajduje sie w korytarzu domu, a schodzi sie do niej bardzo waskimi i kretymi schodami. Jaskinia zlokalizowana jest na glebokosci okolo 7m. Znajduja sie tu piekne stalaktyty i stalagmity, w ksztaltach ktorych dopatrzec sie mozna postaci zwierzat, np. zyrafy, wielblada, zolwia, itd. Miejsce ciekawe i warte zobaczenia szczegolnie, ze cena biletow nie jest zbyt wygorowana - 3€/dorosly i 0,5€/dziecko. Po obejrzeniu najciekawszych miejsc w niewielkiej Xaghrze, ruszamy dalej na polnoc. Wsiadamy w autobus 322 i jedziemy nim do konca trasy, do Marsalforn. Jest to dosc zaniedbany kurort, ktory czasy swietnosci dawno ma za soba... wokol pieknego wybrzeza w centrum strasza zardzewiale balustrady, a na wielu budynkach wisza banery 'do sprzedazy', 'do wynajecia'... My ruszamy wybrzezem na zachod, w kierunku panwi solnych, w ktorych pozyskuje sie sol z wody morksiej. Znajduja sie one okolo 2-3km od miasta w zatoce Xwejni. Po drodze mijamy m.in. ciekawa skale z piaskowca... Leo oczywiscie probuje wspiac sie na sam jej czubek:) Panwie solne - male kwadratowe baseny wykute w skalnym nabrzezu w kolorze zlota - ciekawie wygladaja szczegolnie z dala... Ciekawostka sa jeszcze magazyny solne, wykute w skale, znajdujace sie vis-a-vis solanek. Korzystajac z pieknej pogody Leo Brodzi po kolana w morskiej wodzie:) Na kapiel jest raczej za zimno... Z Marsalforn jedziemy do Mgarr. Ale poza portem i kosciolem Naszej Pani z Lourdes (ktory stoi na wzgorzu, na ktore prowadzi stroma droga) wiele tu nie ma, wiec dosc szybko wracamy do Victorii. Po drodze do hotelu zachodzimy do pattizzerii, pozniej odbieramy bagaze i po okolo 40 minutach meldujemy sie w terminalu portowym w Mgarr. Najblizszy prom odpywa za okolo 15minut o 17:15 i wlasnie zacumowal przy nabrzezu, wiec od razu zajmujemy miejsca (obowiazkowo na dziobie na gornym pokladzie). Gdy doplywamy do portu w Cirkewwie wlasnie zapada zmrok. Niezly tlum ludzi wraz z nami opuszcza poklad i wiekszosc kieruje sie do autobusow... Wsiadamy do 221, robi sie ciasno, ale najwazniejsze szybko rusza i po okolo 15 minutach wysiadamy w centrum Mellieha (przystanek Adenau), pod samym hotelem. Zameldowanie zajmuje nam doslownie chwile, natomiast troche dluzej dotarcie do pokoju - przejscie pomiedzy poziomami dosc skomplikowane. Ale ogolnie hotel robi na nas dobre wrazenie. Po krotkim odpoczynku idziemy na rekonesans po miescie i szybka kolacje. Wieczor spedzamy w hotelowym basenie. Leo plywa i bawi sie dobre 2h. Woda w basenie ma okolo 30 stopni, nie brakuje tez dzieci, wiec dla Leonka warunki wrecz fantastyczne... Sen nadchodzi szybko:) Do jutra!



Jan 19, 2015 10:00 PM Gozo - mniejsza siostra Malty

Ja wstaje chwile przed 7-ma. Musze napisac kilka maili, robie tez rezerwacje hotelu na ostatnie dwa dni pobytu na Malcie (wybieram hotel Maritim w Melieha, cena ok. 120zl/dobe/pokoj ze sniadaniem). Pakujemy sie i po sniadaniu, chwile po 10-ej, wsiadamy do autobusu 222 i jedziemy do Cirkewwy - miasteczka lezacego na zachodnim krancu wyspy. Po okolo godzinie wysiadamy na koncowym przystanku, przy terminalu promowym. Wlasnie odplywa prom na Gozo:( ale nastepny bedzie za okolo pol godziny, wiec mamy chwile czasu zeby rozejrzec sie i popatrzec z daleka na Gozo i Comino. W miedzyczasie kupujemy bilety (4,65€/dorosly i 1,15€/dziecko), choc sa one sprawdzane tylko przy rejsie powrotnym z Gozo i oczywiscie dla turystow sprzedawane sa tylko bilety w obie strony. Po kilkunastu minutach podplywa prom, na zyczenie Leonka zajmujemy miejsca na gornym pokladzie, na dziebie statku i o 12-ej odbijamy od brzegu Malty. Podroz trwa okolo pol godziny i mija bardzo spokojnie. Czas wykorzystujemy na zrobienie dziesiatek zdjec dla mijanej wyspy Comino oraz coraz blizszej Gozo. Po zejsciu z promu od razu wsiadamy do autobusu nr 301 (przystanek znajduje sie pod samym terminalem promowym). Na Gozo komunikacje po wyspie zapewnia ten sam przewoznik, co na Malcie i bilety sa w tej samej cenie. Tym razem kupujemy bilety jednodniowe (1,5€/dorosly i 0,5€/dziecko). Do Victorii dojezdzamy w 20minut. Meldujemy sie w hotelu Downtown (ok. 180zl/noc/pokoj) i po krotkim idpoczynku ruszamy zwiedzac Victorie. Centralny plac starej czesci miasta - Pjazza Indipendeza, skad prowadzi droga do cytadeli, jest rozkopany i zastawiony sprzetem budowlanym i poczatkowo trudno zorientowac sie, jak stad dostac sie pod cytadele... Najpierw wiec robimy kilka kolek wokol placu. Waskie uliczki starego miasta sa niezwykle urokliwe i daja wrazenie, jakby czas zatrzymal sie tutaj w sredniowieczu... Zwiedzanie cytadeli, ktora jest poddawana renowacji na wielka skale, zaczynamy od murow obronnych, na ktorych spedzamy dluzsza chwile... Leos organizuje wielka obrone twierdzy i ostrzeliwuje wroga z kilku dzial, ktore sa wystawione na murach:) Po zwycieskiej bitwie idziemy zwiedzac prochownie i silosy, przeksztalcone w czasie drugiej wojny swiatowej w schrony. Miejscem tym opiekuje sie fundacja Wirt Ghawdex, wstep jest bezplatny, ale bardzo mile widziane sa datki. Szczegolne wrazenie robia magazyny, ktore sluzyly do przechowywania zboza, jak i wody. To miejsce jest bezdyskusyjnie warte zobaczenia:) W obrebie cytadeli zwiedzamy jeszcze Stare Wiezienie, Muzeum Folkloru oraz Muzeum Przyrodnicze, gdzie mozna zobaczyc malutka flage Malty, ktora Neil Armstrong mial ze soba podczas spaceru po ksiezycu. Po obejrzeniu atrakcji cytadeli postanawiamy pojechac na wybrzeze. Wsiadamy w autobus 311, jadacy do Dwejry, i po okolo 30minutach wysiadamy na zachodnim wybrzezu wyspy. Znajduje sie tu najczesciej odwiedzane i najbardziej obfotografowane miejsce na Gozo - Azure Window. Jest to szeroki, skalny luk, laczacy dwie skaly, pod ktorym przeplywa woda. Krajobraz calej zatoki jest naprawde przepiekny, szczegolnie, ze rozpogodzilo sie calkowicie i slonce, chylace sie ku zachodowi, przepieknie oswietla okno i nadaje wodzie niezwyklego blekitu. Nieopodal Azure Windows znajduje sie najbardziej rozpoznawalna skala Gozo - Fungus Rock. Polozona w tej samej zatoce skala wyrasta z morza na wysokosc okolo 50m. W czasach joannitow byla ona pod szczegolnym nadzorem (za bezprawne wejscie na nia grozily wysokie kary) i byla pilnowana dzien i noc przez oddzial rycerzy... Powodem tego byla wystepujaca tam bylina (cynomorium szkarlatne, blednie nazywane grzybem), ktora byla uzywana w lecznictwie (m.in. do leczenia impotencji) i byla bardzo ceniona w tamtym czasie. To miejsce spodobalo sie Leonowi, skaliste wybrzeze z wapiennych skal poddane erozji, utworzylo strukture kanalow i zaglebien wypelnionych woda... chodzenie po nim wymaga ostroznosci i sprawia duza frajde:) Wracamy do Rabatu po zachodzie slonca. Najpierw idziemy do hotelu troche odpoczac, a pozniej na wieczorny spacer po miescie i kolacje..



Jan 18, 2015 10:00 PM Megalityczne Tarxien i wyklad o drylu wojskowym w forcie Rinella

Po sniadaniu ruszamy do Paoli. Ze Sliemy jedzie tam bezposrednio autobus X2. Przez nieuwage przejezdzamy nasz przystanek Nazzarenu i wysiadamy dopiero na nastepnym, czyli na lotnisku. Cale szczescie na kurs powrotny nie musimy zbyt dlugo czekac i po chwili jestesmy w Paoli. W Tarxien sa pozostalosci trzech swiatyn, najstarsza z nich datowana jest na okolo 3600r. p.n.e., a pozostale powstaly w okresie 3000-2500 p.n.e. Siedem stanowisk megalitycznych na Malcie i Gozo wpisanych zostalo na liste swiatowego dziedzictwa UNESCO, w tym rownie te w Tarxien, ktore uznaje sie za najciekawsze pod wzgledem ekspresji artystycznej. Co prawda wiekszosc kamiennych plyt z reliefami i dekoracjami znajduje sie w muzeum archeologicznym w Vallettcie (a tutaj sa ich repliki), to i tak miejsce jest warte zobaczenia. Choc dla niektorych moze byc to miejsce delikatnie rozczarowujace - 'kamieni kupa', to z drugiej strony takie miejsca przez swoja tajemniczosc sa bardzo intrygujace, szczegolnie, ze o maltanskich swiatyniach megalitycznych wiadomo niewiele - prawdopodobnie bylo miejscem praktyk religijnych, poswieconych Boginii-Matce... Po przezyciach duchowych, zwiazanych z wizyta w Tarxien, idziemy na krotki spacer po Paoli... zachodzimy do lokalnego baru napic sie, a w jednej z wielu pastizzerii, kupujemy przekaski (pastizzi) - pierozki z ciasta francuskiego z nadzieniem z serka ricotta (0,3-0,4€/sztuka). Takich pastizzerii jest mnostwo, oprocz malych pierozkow mozna tam kupic, tez wieksze z ciasta kruchego, nazywane qassatat z roznym nadzieniem i 'pizze' w dziesiatkach autorskich odmian, ze wszystkim chyba co bylo pod reka - malymi kielbaskami, jajkiem, czy warzywami (1-1,4€). Z Paoli jedziemy do Valletty, po tym miescie mozna spacerowac godzinami:) Odwiedzamy sklepiki z pamiatkami i idziemy na muzeum Fine Arts. Dla nas najbardziej podoba sie palac, w ktorym ono sie znajduje, a w ktorego progach goscil m.in. Churchil, krol Jerzy V i krolowa Elzbieta II. Po wyjsciu z muzeum 'biegniemy' na autobus nr 3, ktorym jedziemy do fortu Rinella, znajdujacego sie w Kalkarze. Docieramy punkt 14, o tej godzinie zaczyna sie pokaz... Fort zostal zbudowany przez Anglikow, w latach 80-tych XX w., w celu ochrony szlakow handowych Korony Brytysjskiej. Na wyposazeniu fortu bylo stutonowe dzialo, calkowicie zautomatyzowane, gdzie mechanizm napedzany byl para wodna. Na owe czasy byl to cud techniki, choc po latach jego przydatnosc budzi spore watpliwosci. Przede wszystkim z powodu skomplikowanej obslugi oraz bardzo wysokich kosztow uzytkowania. Dzialo wymagalo uzycia cwiartki tony czarnego pruchu, co kosztowalo mniej wiecej tyle co jednodniowy zold 2700 zolnierzy... Przez okolo 22 lata 'sluzby' dzialo nie oddalo zadnego strzalu w bitwie, a w sumie oddano tylko kilkadziesiat wystrzalow, srednio jeden raz na kwartal (chociaz konstrukcja i automatyzacja pozwalaly oddawac strzal co szesc minut). Obecnie fundacja Wirt Arna, ktora odrestaurowuje i zarzadza fortem, marzy o rekonstrukcji mechanizmu i odpaleniu pocisku... obecnie raz do roku wykonywany jest wystrzal przy uzyciu samego prochu. Pokaz na ktory tak sie spieszylismy okazal sie bardzo dlugi, ale trzeba przyznac ciekawy:) Aktorzy-amatorzy (niezwykle zaangazowani) ubrani w stroje brytyjskich zolniezy z opoki prezentuja historie broni (lacznie z pokazem i mozliwoscia oddania strzalu przez zwiedzajacych), wyklad na temat musztry i drylu wojskowego, pokazy walki konno, a na koniec salwa z oryginalnych XIX-wiecznych dzial, znow z udzialem turystow. Naprawde ciekawe miejsce, o czym moze swiadczyc przyznanie przez TripAdvisor.com wyroznien w 2013 i 2014. Najgorsze dla nas, ze strasznie tam wialo i po trzech godzinach pobytu na swiezym powietrzu zmarzilismy strasznie:( Po zwiedzeniu portu i obfotografowaniu dziala ruszamy z powrotem do Valletty. Tam najpierw idziemy cos zjesc w pattizzerii, a pozniej spacerujemy po miescie. Przed powrotem do hotelu jedziemy jeszcze do St. Julian's na zakupy spozywcze. Wieczor spedzamy w hotelu, a ze dzien byl intensywny, to zasypiamy szybko:)

Page: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10

Publish your own story!


  Terms and Conditions    Privacy Policy    Press    Contact    Impressum
  © 2002 - 2024 Findix Technologies GmbH Germany    Travel Portal Version: 4.2.8