Free travel home page with storage for your pictures and travel reports! login GLOBOsapiens - Travel Community GLOBOsapiens - Travel Community GLOBOsapiens - Travel Community
Login
 Forgot password?
sign up


Top 3 members
wojtekd 120
Member snaps

Andrzej's Travel log

about me      | my friends      | pictures      | albums      | reports      | travel log      | travel tips      | guestbook      | activities      | contact      |

Wiecej wpisow o biezacych podrozach mozna znalezc na Twitterze: http://twitter.com/ostrand_ao

Log entries 21 - 30 of 120 Page: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10



Feb 21, 2014 10:00 PM Koniec mzrokansko-rzymskiej eskapady

Pobudke mamy okolo 6-ej. Szybka toaleta, dopychanie kolanem walizki i ruszamy na lotnisko. Najpierw metrem A do koncowej stacji Anagninaa, a pozniej autobusem Atral. Chwile zajmuje nam znalezienie przystanku tego autobusu... ale szczesci sie nam i dochodzimy na miejsce w momencie gdy podjezdza autobus. Po okolo pol godzinie jestesmy na lotnisku. To koniec marokansko-wloskich ferii... Do nastepnego wyjazdu!



Feb 20, 2014 10:00 PM Rzymskie atrakcje

Wstajemy dosc pozno, bo Leo ma ochote dluzej polezec. W koncu robi sie na tyle pozno, ze musimy biec na sniadanie, bo juz koncza podawac. Po sniadaniu dosc szybko organizujemy sie i idziemy zwiedzac. Mamy dosc ambitny plan. Zaczynamy od placu Sw. Piotra i Bazyliki i okolic. Po obiedzie (tym razem nie dajemy plamy i zjedamy pyszna pizze) ruszamu do Koloseum. Najpierw odstajemy swoje w kolejce do wejscia, ale dla Lenka to wieksza atrakcja niz Bazylika sw. Piotra. Mnie koloseum troche rozczarowuje, jest mocno zniszczone. Wydaje mi sie, ze El Jaam w Tunezji jest duzo ciekawsze, mimo ze jedna polowa jest mocno zbuzona... Zwiedzamy jeszcze Forum Romanum i ruszamy dalej na spacer po cudnych Rzymskich uliczkach i placach - ogladamy Schody Hiszpanskie, po raz kolejny fontanne di Trevi i sporo kosciolow... Leonka szczegolnie zaciekawil
Sw. Sylwestra in Capite gdzie w jednej z kapliczek (w przedsionku) przechowywana jest czaszka sw. Jana (ponoc prawdziwa) i mozna ja tam zobaczyc... Gdy wracamy do hotelu jest juz pozna noc. Leo zasypia natychmiast, a ja biore sie za pakowanie...



Feb 19, 2014 10:00 PM Rzym wita nas

Leo cala droge spi jak zabity... opatulony w nasze cieplejsze kurtki. Jest diabelnie zimno, siedzimy w poblizu tylnych dzrwi, skad wieje potwornie. Kierowca jedzie jak szalony, chce chyba nadrobic spoznienie, ale droga dobra, miejscami dwupasmowa. Do Fezu dojezdzamy okolo 6:30. Dnieje. Wysiadamy na dworcu niedaleko 'naszej' bramy el Guissa. Bierzemy petit taxi, kosztuje nas 30MAD, obowiazuje juz taryfa dzienna. Wysiadamy pod stacja kolejowa, stad na lotnisko Fes-Sais(?) jezdzi autobus. Jest zimno, byl dzis chyba przymrozek. Miasto dopiero budzi sie ze snu. Chwile trwa zanim udaje sie nam dowiedziec, z ktorego 'przystanku' odjezdza 16-tka (dla zainteresowanych - przystanek jest po prawej stronie po wyjsciu z dworca). Czekamy dlugo. W koncu po jakichs 40 minutach podjezdza bus. Pakujemy sie i po chwili jedziemy. Autobus jest pelen i strasznie zimny, to wyraznie jego pierwszy kurs tego dnia, podloga i szyby cale mokre po porannym sprzataniu. Podroz trwa dobre pol godziny, ale jeszcze przed 8-ma jestesmy na lotnisku. Zdazylismy:) Odprawiamy sie szybko, kontrola bezpieczenstwa tutaj to pestka, wlasciwie niczego nie sprawdzaja. Wsiadamy do samolotu punktualnie. Podczas lotu zjadamy male co nieco, Leo ucina drzemke, a ja czytam i przygotowuje plan na zwiedzanie Rzymu. Po 3h ladujemy na lotnisku Ciampino, jest juz po 14-ej... Nie wiadomo kiedy minelo pol dnia:( Rzym wita nas niezla pogoda - jest okolo 15stopni, co prawda dosc pochmurno, ale nie pada... Odprawa paszportowa jest ekspresowa, a ze nie nadawalismy bagazu, to szybko opuszczamy terminal. Do centrum jedziemy najpier autobusem nr 2 (bilet 1,2€) do konca, a stad metrem A (1,5€). Wysiadamy na przedostatniej stacji, a stad niedaleko jest juz nasz hotel - Casa La Salle Guest House. Na miejscu okazuje sie, ze prowadzony jest przez organizacje katolicka. Sam hotel miesci sie na duzej posesji, z dziwnym wejsciem przez brame... Hotel jak na miejsce do przespania sie jest ok, wlasnie przyjechala duza grupa z Burkina Faso... Po szybkim odswiezeniu sie ruszamy do miasta. Ale najpierw musimy cos zjesc... Leos wybiera typowo wloskie jedzenia w McDonald's:(, ale pozniej jest lepiej - zachodzimy na lody. Pyszne! Zrobilo sie dosc pozno, wiec ruszamy w koncu na rzymskie uliczki i placyki. Jestem pod wrazeniem, Rzym jest przepiekny. Walesamy sie dlugo, w koncu okolo 22-giej wracamy do hotelu. Zasypiamy w 5minut!



Feb 18, 2014 10:00 PM Ville Nouvell i Cyber Park

Spimy dlugo. Leo wstaje, i to z pomoca, dopiero okolo 9:30. Na sniadanie zjadamy porcje troche innego pieczywa oraz nalesnikow i oczywiscie jajka:) Niespiesznie okolo poludnia ruszamy przez medyne do Ville Nouvell. Glowny cel to dworzec - musimy kupic bilety na nocny autobus do Fezu. Nowa czesc Marakeszu, zbudowana oczywiscie przez Francuzow, nie ustepuje europejskim miastom... moze brak tu drapaczy chmur, ale jest to kawal nowoczesnej Afryki:) Po drodze zachodzimy do 'Cyber Park', oazy spokoju, z wypielegnowana zielenia, kwitnacymi krzewami i stanowiskami z dostepem do internetu:) Super! Po drodze zachodzimy do PizzaHut - Leo musi tez od czasu do czasu cos zjesc... Okolo 15-ej docieramy na dworzec... przy wejsciu witaja nas naganiacze oferujacy bilety, ale poczatkowo ignorujemy ich i sami szukamy linii majacych polaczenia autobusowe na trasie Marakesz-Fez. Przewoznikow jest duzo, m.in. CTM - jeden z najbardziej renomowanych, ale niestety godziny ich polaczen nam nie odpowiadaja. Supratours - inny duzy przewoznik - swoj dworzec ma obok stacji kolejowej... W koncu decydujemy sie pogadac z jednym z posrednikow, ktory nie odstepuje nas na krok, i po chwili mamy kupione bilety - przewozik OUSSAMA (130MAD/miejsce + 20MAD/bagaz). Wyjezdzamy o 21. Powinnismy zdazyc na jutrzejszy samolot o 10-ej. 'Friend' zapewnia, ze podroz potrwa 8h, w przewodniku podaja 9h, ja znajac afrykanskie realia uwazam, ze 10h bedzie sukcesem. Ruszamy znow w kierunku medyny, chcemy zobaczyc palac el-Badi i grobowce Saadytow... Przez pomylke najpierw trafiamy do dzielnicy hotelowej... Leo dopytuje sie dlaczego nie zarezerwowalem noclegow w jednym z nich, tylko w takim starym... Probuje mu tlumaczyc, ze nasz ma klimat medyny, dluga historie, itd. Ale Leo nie jest przekonany i wyraznie te hotele podobaja mu sie bardziej:( Niestety grobowce sa zamkniete, wiec nie mozemy ich obejzec, a palac zostal ograbiony i praktycznie zburzony juz pod koniec XVII wieku.
Wloczac sie spotykamy naszego 'frienda' z dworca... teraz jestesmy juz kumplami na calego:) Do riadu wracamy przez Plac, po drodze zjadamy mala kolacje. Okolo 20-ej ruszamy pieszo na dworzec, gdzie wita nas koles od biletow - widac jest rownie szybki jak my... Najpier chwile czekamy na dworcu, a okolo 21 friend prowadzi nas na stanowisko, z ktorego odjezdza autobus. Ale na jego przyjazd musimy poczekac dobre pol godziny. W koncu jest! Znajdujemy dwa miejsca obok siebie i jestesmy gotowi. Ale kierowca nie:( Brak mu do kompletu kilku pasazerow, a widac nie ma w zwyczaju wozic powietrza. Naganiacze nawoluje 'Fes, Fes...', ale chetnych brak. W koncu dobrze po 22-ej ruszamy... ale nie do Fezu, tylko pod dworzec kolejowy:( Po jakiejs pol godzinie ludzie zaczynaja sie strasznie burzyc na to opoznienie... ale w tym momencie, jak na zawolanie jeden z naganiaczy przyprowadza wystarczajaca ilosc chetnych:) Gdy ruszamy jest juz po 23, dwie godziny spoznienia na starcie! Czy zdazymy na samolot?



Feb 17, 2014 10:00 PM Tandeta Dzemaa el-Fna

O 5:30 muezin robi pobudke... tuz nad naszymi glowami nawolujac do modlitwy. Leo spi jak zabity i nic sobie nie robi z tego wezwania:) Na dobre wstajemy dopiero okolo 9:30... Czas na sniadanie! Schodzimy na dol, gdzie jest jadalnia. Ranek jest chlodny, ale dzien zapowiada sie dosc ladnie - zza chmur przebija sie slonce. Sniadanie w marakeskim riadzie jest zdecydowanie bardziej wyszukane niz w feskim... Nasza gospodyni podaje roznego rodzaju placuszki, nalesniki (nazywane msemen), chleb (hobs) i bardziej tradycyjna bagietke, do tego miod, dzem i oczywiscie jajka na twardo:) Po sniadaniu ogladamy nasz nowy dom. Jest on duzo skromniejszy niz ten w Fezie - wewnetrzny dziedziniec nie jest zadaszony, sciany pokrywaja glownie mozaiki, meble i inne elementy wyposazenia sa dosc przecietne... ale jest za to maly basenik - niestety tym razem chyba nie skorzystamy. W koncu ruszamy na pierwszy spacer po medynie. Oczywiscie pierwsze kroki kierujemy ku slawnemu placu - Dzemaa el-Fna, który miejscowi nazywaja po prostu "placem". Po drodze przechodzimy przez suk, który oddziela "nasza" ulice od placu. Suk jest ogromny i mozna tu kupic wszystko co jest produkowane w warsztatach znajdujacych sie na miejscu, m.in. piekne wyroby rekodzielnicze, jak równiez sporo bubli. Po przedarciu sie przez bazar, gdzie tlok jest ogromny, wkraczamy w koncu na "plac". Bardzo chcialem tu wrócic, poniewaz podczas poprzedniej wizyty ten plac zrobil na mnie ogromne wrazenie, wydawal mi sie wrecz mistyczny. Bardzo chcialem te "dziwa" pokazac tez Leonkowi... Na placu jest teraz dosc spokojnie, ale w kilku miejscach stoja wieksze grupki, glownie Marokanczykow, skupione wokol trwajacych widowisk. Sa to glownie "przedstawienia" magow, dokonujacych roznych sztuczek, przy duzym wspoludziale widzow. Nie wciagaja one nas zbytnio, glownie dlatego, ze bez znajomosci jezyka trudno zrozumiec o co w tym wszystkim chodzi... ciekawostka sa uzywane rekwizyty - roznego rodzaju tajemnicze przyrzady, kolorowe mikstury, koguty, golebie i Bog wie co jeszcze... Leonka najbardziej interesuja zaklinacze wezy... kazdy z nich ma pod opieka kilka kobr i innych wezy! Leo boi sie ich bardzo, ale przyglada sie z bezpiecznego dystansu z wypiekami na twarzy. Kazdemu zaklinaczowi ze "stadem" towarzyszy kilku pomocnikow, których glownym zadaniem jest lapania naiwnych turystow na zrobienie fotki, czy poglaskanie weza... a ceny sa kosmiczne - za zrobieni fotki zycza sobie 40MAD. Oczywiscie rozmowa naganiaczy zaczyna sie bardzo sympatycznie, ale najczesciej konczy sie dosc niemilo - o cenie kazdy dowiaduje sie na koniec tej watpliwej atrakcji... Cale szczescie, ze za samo obserwowanie placic nie trzeba, mozna patrzec do woli:) Oprócz wezy inna "atrakcja" sa malpki - prowadzane na grubych lancuchach, czesc w pieluchach... dla nas jest to widok potwornie przygnebiajacy... W sumie jest to spore stado malpek roznej wielkosci w niewoli:( Leo po obejrzeniu tego smutnego widowiska stwierdzil, ze chcialby aby zamiast prezentu w tym roku "Zajaczek" wykupil wszystkie te malpki i uwolnil je! Ja tez przylaczam sie do tej prosby... Ludzie robiacy sobie z nimi zdjecia sa jakims koszmarem.... Na placu oczywiscie jest tez mnóstwo handlarzy, sprzedajacych przede wszystkim tandetne zabawki dla dzieci. Dla mnie najciekawsze na placu sa stanowiska znachorow, sprzedajacych roznego rodzaju mikstury oraz proszki lecznicze, ich sklad jest przerozny - ziola, suszone owady, zaby, jaszczurki, itd. Najczesciej wokol tez gromadzi sie rzesza gapiów, nasluchujacych diagnoz i przepisywanych medykamentów. Brrr... cale szczscie, my jestesmy zdrowi! Na placu jest tez sporo stanowisk stomatologow - sztuczne zeby i pelne szczeki pieknie prezentuja sie w slonecznym blasku. Trzeba przyznac, ze jest tutaj sporo tych "cudów"... niestety kontemplacji przeszkadza straszny smrod. Obejrzenie co ciekawszych stanowisk zajmuje nam dobre dwie godziny... ale w kocu mamy dosc. Czas odetchnac od smrodu i wielosci "atrakcji". Ruszamy w kierunku meczetu Kutubijja - to glowny punkt orientacyjny medyny. Minaret ma okolo 70m wysokosci i jest jednym z najslynniejszych w calym swiecie muzulmanskim. Zrobilo sie na tyle pozno, ze przyszedl czas na obiad, a wlasciwie obiadokolacje... Leo wybiera menu KFC... nie chce nawet probowac lokalnej kuchni:( Ja natomiast zjadam w ulicznym barze tajin z kurczakiem... Pycha! Z nowymi silami ruszamy, przez Dzemaa el-Fna, na spacer po medynie. Slabo znajac teren dwukrotnie przechodzimy obok naszego riadu, z czego zdamy sobie sprawe dopiero pozniej:) W koncu, znana nam droga, wracamy na krotki odpoczynek do hostelu. I wieczorem znow idziemy pogapic sie na dziwy Placu. Teraz tlum jest wiekszy, duza czesc zajmuja rozstawione bary, gdzie zjesc mozna chyba wszystko - tradycyjne marokanskie potrawy, podroby, mozdzki, nozki i glowy zwierzat wszelakich jak i delicje, ktorych ja nigdy nie widzialem... Znikneli zaklinacze wezy i na cale szczescie malpki, teraz nastal czas kolorowych kuglarzy, domoroslych aktorow i muzykow wszelakich... Ale niestety mi brak w tym wszystkim magii, ktora poczulem przed laty... Leo mowi, ze to moze dlatego, ze juz to wszystko widzialem i nie jest to juz takie tajemnicze, ciekawe... a nawet tandetne. Moze ma racje?! Leonkowi podoba sie to wszystko, ale bez jakiegos wielkiego 'WOW'... Po dwoch godzinach wloczegi wracamy do riadu. Po drodze zjadamy kolacje - ja pieczona rybe ze smazonymi oberzynami podane w porannej gazecie, a Leo tradycyjnie tylko hobs. To tyle wrazen na dzis, padamy z nog...



Feb 16, 2014 10:00 PM Nocna przygoda

Po poznym sniadaniu, ja biore sie za rezerwacje noclegu w Marakeszu, a Leo ucina pogawedke z nowymi goscimi, ktorzy przyjechali wieczorem - para Amerykanow. Spakowany bagaz zostawiamy w naszym hostelu, a sami ruszamy do Ville Nouvelle. Jedziemy autobusem miejskim #10 spod bramy Guissa (3,5MAD). Wysiadamy na ostatnim przystanku, blisko dworca, ale zanim orientujemy sie w terenie robimy male kolko. Dla zainteresowanych przystanek 10-tki znajduje sie na skrzyzowaniu Ave Abou Abada ben Jerrah i Ave Lalla Meryem. Po zakupie biletow na pociag do Marakeszu (195MAD/dorosly + 133MAD/dziecko) ruszamy obejrzec nowa czesc Fezu. To zupelnie inne miasto w porownaniu do Starego Fezu - szerokie ulice, reprezentacyjna promenada Hassana II... widac, ze to dzielo Francuzow. Po drodze odwiedzamy McDonald's, gdzie Leo w koncu anajduje cos dla siebie do zjedzenia:) Dzis pogoda jest brzydka, tylko 13stopni, a w pewnym momencie nawet lekko mzy:( Dalej ruszamy w kierunku Fes el-Dzdid - Nowego Fezu, ale nie francuskiego tylko zbudowanego przez merynidow w XIII wieku, gdzie przede wszystkim rzuca sie w oczy palac krolewski. Przechodzimy przez stara dzielnice zydowska - mellah oraz znow kierujemy sie ku medynie... jednak poniewaz zrobilo sie dosc pozno, to spod Bab Bu Dzelud bierzemy petit taxi (6MAD) po pieciu minutach jestesmy pod nasza brama. Tu w miejscowym 'barze' zjadam porcje potrawki z fasoli i idziemy po nasza walizke. Teraz czas na dworzec, bo zrobila sie 16-ta i za 50 minut odjezdza nasz pociag... Dojezdzamy na miejsce zdezelowana taksowka za 30 dirhamow. Po chwili wjezdza pociag i ruszamy o czasie... Kolej w Maroku to spadek po czasach kolonialnych i dzialaja naprawde rewelacyjnie. Siec polaczen jest rozbudowana i zadbana, dworce kolejowe sa czyste i odnowione (na przyklad w Fezie zbudowana nowoczesny dworzec tuz obok starego... choc tego to akurat szkoda - stary kolonialny budynek mial niezaprzecmzalny urok). Podroz mija w miare szybko... z pol godzinnym opznieniem wysiadamy w Marakeszu:) Jest juz po polnocy. Spod dworca bierzemy petit taxi, ale kierowca wyraznie nie wie, gdzie jest nasz Riad Al Jana... patrzy na adres, patrzy na moja mapke... ale widac, ze improwizuje... po dojechaniu do medyny w koncu wysiada zaciegnac jezyka. W koncu wie gdzie jechac, wiec po chwili wysiadamy... po krotkich targach placimy 40 dirhamow (taksometr nie dzialal), tam 'lapia' nas miejscowi przewodnicy (o niezbyt ciekawej fizjonomii) i podprowadzaja nas do guesthausu... ale okazuje sie, ze to nie ten... bo dotarlismy do Riad Al Jona:( Obudzona obsluga tego hotelu proponuje abysmy tu zostali, ale nasz nocleg w Riad Al Jana mamy juz oplacony... wiec nie chcemy placic drugi raz. Woboec tego obsluga Jony dzwoni do wlasciwego hotelu, a jeden z chlopakow odprowadza nas na postoj taxi i dla pewnosci jedzie z nami aby odstawic we wlasciwe miejsce (kosztuje nas to 70MAD, placimy bez targow, bo chcemy jak najszybciej byc juz w lozku). Chwile przed 2-ga w nocy zmeczeni kladziemy sie lulu!



Feb 15, 2014 10:00 PM (cz. I): Fes el-Bali (Stary Fez)

Chwile po 8-ej z kuchni zaczynaja nas dochodzic halasy i pierwsze zapachy... Mobilizuje nas to do wstania. Po szybkim prysznicu schodzimy na dol... sniadanie podane jest w salonie, przy jednym stole dla wszystkich gosci. Sklada sie na nie kieliszek swiezego soku z owocow, croisant, tost z 'ciezkiego' ciasta, jajko na twardo, dzem oraz kawa i herbata. Dosc oryginalny zestaw... ja zjadam wszystko, Leo natomiast niewiele - croisanta... Po sniadaniu ruszamy uliczkami Fes el-Bali, a jest ich ponad 9 tysiecy, z tego ponad 90% niedostepna dla samochodow... istny labirynt. Jednak poruszanie sie nie sprawia az tak duzego problemu, jakby moglo sie wydawac. Dzieki specyficznemu uksztaltowaniu terenu - centrum medyny lezy najnizej, a w kierunku glownych bram teren stromo wznosi sie w gore - dosc latwo odnalezc wlasciwy kierunek... najgorsze sa slepe uliczki, a jest ich sporo... nieraz trzeba sie wrocic. Dzis jest niedziela i od rana miejscowi robia zakupy na lokalnych sukach, a jest ich mnostwo, przy czym kazdy specjalizuje sie w czyms innym... Naszym pierwszym celem sa garbarnie, ktorych nie udalo nam sie zobaczyc podczas wizyty w Fezie, przed osmiomy laty. Mozna je zobaczyc z okolajacych garbarnie domow, w ktorych mieszcza sie glownie sklepy z wyrobami miejscowych kaletnikow, a na tarasach ulokowano wlasnie punkty widokowe... kazdy turysta chcacy zobaczyc te niezwykle miejsce musi skorzystac z ich oferty. A jest na co patrzec - kadzie wypelnione roznokolorowymi roztworami oraz pracujacy tam ludzie - przykuwaja wzrok na dlugi czas. Oczywiscie mocno przeszkodza potworny, zatykajacy smrod unoszacy sie nad ty miejscem, a spowodowany glownie golebimi odchodami, uzywanymi w duzych ilosciach w procesie garbowania. Ponoc caly proces jest nadal scisle skrywana tajemnica, ale mozna uslyszec, ze za slynna delikatnosc feskich skor (najlepszych w calym Maroku) odpowiadaja wlasnie golebie odchody. Pozniej ruszamy w kierunku wielkiego meczetu El Karawijjin, do ktorego dzieki szeroko otwartej bramie mozna zajrzec. Tuz obok meczetu znajduje sie sie najstarszy uniwersytet swiata, otwarty juz w IX-wieku, a slynacy m.in. z przepieknej biblioteki, posiadajacej ksiegozbior zawierajacy nie jednego bialego kruka... niestety niewierni nie maja szans zobaczyc tego miejsca, zreszta jak i wielu innych. Dla mnie najbardziej podoba sie lezacy tuz obok uroczy placyk As-Seffarine (Mosieznikow), tetniacy niezwyklym zyciem dzieki kakofonii dzwiekow plynacych z warsztatow lezacych wokol niego. Pozniej zachodzimy do medresy Bu Inania, ktorej dziedziniec mozna zwiedzac. Tuz obok znajduje sie slynny wodny zegar... ale tak jak i przed osmiu laty nadal jest w renowacji... ponoc zbudowal go czarownik i musi pojawic sie nowy, ktory bedzie zdolny go naprawic... Leonkowi najbardziej przypadaja do gustu dwie 'glowne' uliczki Talaa Kebira i Talaa Seghira, wzdloz ktorych jest mnostwo sklepikow z lokalnymi (i chinskimi) wyrobami... Na krazeniu po uliczkach medyny mija nam wiele godzin, od czasu do czasu przerywamy go krotkim odpoczynkiem na 'arabska wyskey'. W miedzyczasie robimy tez zakupy - kupujemy marokanska maske z rejonu Zagory (po dlugich negocjacjach zaplacilem 350 dirhamow) oraz kilka pamiatkowych drobiazgow. Wieczor konczymy kolacja w jednej z miejscowych knajpek. Ja zajadam sie malymi rybkami z grilla z pikantnym sosem z harrisy oraz duszona cieciorka, a Leo zamawia spagetti, ale niestety calosc pozostaje na talerzu... drobne kawaleczki miety w sosie dyskryminuje w jego oczach to danie... Po powrocie do naszego Riadu ja biore sie za planowanie dlaszej podrozy, a Leo odplywa w kraine snu... Tuz przed polnoca ide w jego slady. Do jutra!



Feb 14, 2014 10:00 PM (cz. I): Droga na lotnisko CRL

Wstajemy niespiesznie okolo 8-ej. Pogoda dzis lepsza, zza chmur przedziera sie slonce i nic nie pada. Pakujemy sie i okolo 9:30 schodzimy z bagazami do recepcji... a tu totalne zaskoczenie - nie ma w hotelu przechowalni bagazu:( W tym momencie nasze plany wypadu do Charleroi spalily na panewce... Z bagazem nie bedziemy sie tam wybierac:( Bagaze wracaja do pokoju, a my idziemy na spacer po okolicy. Wokol glownie zaklady przemyslowe, ale znajdujemy tez ogromny kompleks laboratoriow jakiegos uniwersytetu. Dzis sobota i okolica wydaje sie wyludniona... Po powrocie, chwile odpoczywamy w hotelu, ale poniewaz konczy sie doba hotelowa, to juz przed poludniem ruszamy na lotnisko. Do planowanego wylotu mamy jeszcze prawie 4h, ale chcemy miec juz za soba ten watpliwej przyjemnosci spacer na lotnisko. Najpierw droga jest ok - idzie sie chodnikiem... Ale od stacji benzynowej, jakies 250m trzeba przejsc waskim poboczem ruchliwej dwupasmowki... oczywiscie na dodatek niezgodnie z przepisami. Ale nie usmiecha nam sie placenie 10€ za taksowke, za przejechanie kilkuset metrow. Na lotnisku czas mija dosc szybko... zjadamy male co nie co - Leo wciska duza porcje belgijskich frytek, a ja salatke z zielonej salaty zagryzam chrupiaca bagietka (kupione w niezlej cenia, w sklepie 'louis delhaize' w hali przylotow). Przez bramki kontroli przechodzimy sprawnie, bez najmniejszych problemow. Nasz samolot ma male opoznienie, niemniej jeszcze przed 16-ta startujemy:) Samolot jest prawie full, ale nam trafia sie wolne miejsce obok, wiec mamy wygodniej. Zjadamy cieply "obiadek", a po Lenus ucina sobie drzemke.



Feb 14, 2014 10:00 PM (cz. II): Welcome in Morocco

Ladujemy chwile po 18-ej lokalnego czasu (3h lotu). Kontrola graniczna dosc sie slimaczy, ale po okolo 30minutach jestesmy oficjalnie w Maroku. Lecimy bez bagazu rejestrowanego, wiec nie tracimy juz czasu na poszukiwanie walizki. W terminalu wyplacamy z bankomatu na dobry poczatek tysiac dirhamow i ruszamy w poszukiwaniu miejskiego autobusu #16. Kierujemy sie intuicyjnie za ludzmi. Przystanek (jest znak) znajdujemy po prawej stronie, obok parkingu. Po okolo 20 minutach podjezdza autobus - bilet do centrum kosztuje 4MAD (okolo 1,5zl), Jestesmy jedynymi obcokrajowcami:) Podroz trwa okolo 30minut. Wysiadmy przy dworcu kolejowym (koncowy przystanek). Chcemy teraz zlapac autobus #10, ale okazuje sie, ze jezdzi on tylko do 20-ej... a wlasnie minela. Zagadniety przez nas facet jest bardzo pomocny i ku naszemu zaskoczeniu nie probuje nas naciagnac... wyjasnia, ze 10-tka zatrzymuje sie przecznice dalej i jesli chcemy to mozemy sprobowac jeszcze ja lapac, ale poleca 'petit taxi':) Pomaga nam dogadac sie z kierowca (wiekszosc nie zna w ogole angielskiego, a czesto tylko arabski). Za 45 dirhamow (obowiazuje juz taryfa nocna) jedziemy do Bab Guissa.



Feb 14, 2014 10:00 PM (cz. III): Dar Rbab

Spod bramy uliczkami medyny musimy dojsc do naszego 'Dar Rbab'. Juz na starcie kilku przewodnikow oferuje nam 'bezplatna' pomoc... ale my chcemy sprobowac samodzielnie tam dojsc. Jest to jednak niezwykle trudne, gdy odprawi sie jednego, pojawiaja sie nastepni natreci, a do tego caly tabun dzieci... Mimo, ze ani razu nie wymienilismy nazwy naszego 'riad'-u dzieci i domorosli przewodnicy dzieki podprowadzeniu nas do kolejnych zakretow pomagaja nam trafic do celu:) Nasz dom miesci sie w waskiej uliczce, a pieknie zdobione drzwi wejsciowe maja jakis metr wysokosci i sa zakniete na glucho. Dopiero po kilku uderzeniach kolatka otwiera je nam Mohamed:) Po przekroczeniu w glebokim uklonie progu wchodzimy do przedsionka, a dalej do centralnego miejsca - dawniej dziedzinca, a obecnie duzego salonu, stanowiacego rowniez klatke schodowa calego domu, zadaszonego przezroczystym dachem. Od pierwszego spojrzenia dom urzeka... miejsce jest niezwykle klimatyczne, a kazdy element, przynajmniej dla mego niewprawnego oka, jest dzielem sztuki - mnostwo rzezbionych i malowanych detali, mozaiki i zdobienia ze stali i brazu... pokoje sa urzadzone prosto, gustownie...nie maja okien, ale maja klimat:) A do tego 300-letnia historia domu poteguje te doznania:) Polecam! Dzieki promocji w Airbnb udalo sie nam zarezerwowac tutaj nocleg za 140zl za pokoj ze sniadaniem za dwie noce:)
Po krotkim odswiezeniu sie ruszamy na rekonesans okolicy i male zakupy w jednym z wielu otwartych sklepikow. Okolo 22-giej kladziemy sie spac. Magicznych snow!

PS. Dzieki za szereg sms-ow z wiadomosciami o kolejnych zlotych medalach Polakow w Soczi! To byl dobry dzien nie tylko w naszej podrozy...

Page: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10

Publish your own story!


  Terms and Conditions    Privacy Policy    Press    Contact    Impressum
  © 2002 - 2024 Findix Technologies GmbH Germany    Travel Portal Version: 4.2.8