Free travel home page with storage for your pictures and travel reports! login GLOBOsapiens - Travel Community GLOBOsapiens - Travel Community GLOBOsapiens - Travel Community
Login
 Forgot password?
sign up


Top 3 members
pictor 122
wojtekd 72
Member snaps
thraen

Remik's Travel log

about me      | my friends      | pictures      | albums      | reports      | travel log      | travel tips      | guestbook      | activities      | contact      |

Log entries 181 - 190 of 204 Page: 14 15 16 17 18 19 20 21



Feb 14, 2006 09:00 PM Rajd dwóch oceanów - CentralAmericana 2006 uważam za zakończony :)

No i dotarliśmy.. ciężko się wraca do siermięznej rzeczywistości :) Połączenia lotnicze okazały się niezawodne i jesteśmy, po szybkim przeskoku przez Atlantyk bo tym razem wiało od tyłu przesiadka na Gatwick i oto jesteśmy, Kraków :) Pora na wywoływanie zdjęć, montowanie zapisu z kamery no i podsumowania, wszelkie the best of, bo trochę tego było, zwiedziliśmy najpiękniejsze plaże, zdobyliśmy czynny wulkan, przejechaliśmy parę tysięcy kilometrów rozmaitymi drogami przez dżunglę, poruszaliśmy się lądem, wodą i powietrzem, jedliśmy nawet termity. Na koniec mała dygresja, z gatunku tych co to "troszku smieszno, troszku straszno" - spotykaliśmy na trasie rozmaitych trampów wszystkich chyba nacji, ale Polaków spotkaliśmy tylko raz.. czyścili toalety na lotnisku w Londynie.. może to przypadek, może taka już nasz cecha narodowa, bo by poznawać swiat nie trzeba wielkich pieniędzy.. trzeba mieć pasję i trochę odwagi, tego życzymy też i sobie samym na następny raz, kiedy i gdzie? Się okaże.. ale już dziś zapraszamy na następne relacje z zupełnie już innych miejsc i stron, pozdrawiamy.



Feb 12, 2006 09:00 PM Crazy ride by Pontiac :)

Wynajelismy samochod.. Pontiaca.. a co sobie bedziemy zalowac.. Niebieski Matiz bo o nim tu mowa jest tu w Ameryce sprzedawany pod marka Pontiac, tez wymyslili :)
Pan z Budget rent a car wreczyl nam dokumenty i heja, pojechalismy najpierw na poludnie w strone Tulum. Zatrzymalismy sie przy cenocie Azul, ponoc niezla, nie wiem, my nie skorzystalismy, piec dolarow od leba za wejscie to pod koniec wycieczki juz troche za drogo, potem Hidden Worlds gdzie mozna nurkowac w cenotach i jaskiniach, ceny zapieraja dech bardziej niz oferowane atrakcje, nie skorzystalismy bo jakos zanurzenie sie w glebokim na sto metrow podziemnym jeziorze przyprawialo nas o gesia skorke :) Dotarlismy do Tulum, plaza piekna, piasek sypki jak maka, morze lazurowe a wokol przechadzaja sie stada ogromnych jaszczurek iguan. Z samych ruin Majow nie skorzystalismy, ceny oczywiscie zaporowe a wejscia na krzywy ryj nie odnalezlismy mimo niezlych wskazowek poprzednikow :) W sume widzielismy tego juz cala mase a przed nami byly nastepne najbardziej tu efektowne. Pomknelismy dalej.. do najbardziej atrakcyjnej tu na Jukatanie jak twierdza cenoty Dzitnup. Faktycznie byla atrakcyjna, w glebokiej jaskini bezdenne jeziorko z krystaliczna woda, mozna sie nawet kapac, nie skorzystalismy :) Beatka podczas zwiedzania wpadla do jakiejs odkrytej przez siebie malej cenoty, huk byl calkiem niezly ale zyje.. tylko troche noga otarta w sumie nic jak na taki lot :)
Nasza blekitna strzala spisywala sie calkiem calkiem gdyz przed wieczorem zdazylismy jeszcze dotrzec do Chichen Itza, ogromnego kompleksu ruin Majow. Zanocowalismy na campingu, fajny byl, w nocy na namiot spadaly nam pomarancze i cytryny wielkosci arbuzow z drzew nad nami. Rano szybkie sniadanie i zwiedzanie ruin Chichen Itza. Faktycznie robi wrazenie choc cena wejscia tez przyprawia o bol glowy, ale jest co ogladac, szkoda ze malo gdzie ( w przeciwienstwie do innych miejsc) da sie wejsc na budowle. Procz ruin jest tam mase sprzedawcow, wrecz jak na odpuscie, trudno przejsc zeby cos nie wcisneli :)
Kupilem Beatce naszyjnik z opali a co :) Zwiedzanie skonczylismy przed poludniem i pomknelismy dalej. Pojechalismy na sam szczyt jukatanu do rezerwatu Rio Lagartos ogladac flamingi, flamingow nie bylo, za to byly sepy :) Prawdziwe.. zarly padline i nawet sie z drogi usunac nie chcialy przed samochodzem. Na rejs statkiem nie dalismy sie namowic bo wialo tam okropnie a my juz troche takich wypraw za soba mamy podczas tej podrozy. Samochod trzeba bylo oddac nastepnego dnia wiec ruszylismy w droge powrotna, zadowoleni ze droga wyjatkowo dobra pomknelismy autostrada.. najdziwniejsza chyba jaka przyszlo nam spotkac do tej pory, ponad 150 km drogi bez zadnego zjazdu, parkingu czy stacji benzynowej tylko w polowie w pelnej gluszy nagle bramka z oplata jaka przyprawic moze o zawal. Sprytnie to wymyslili, ani wracac bo kawal drogi za nami wiec tylko do przodu, radzi nie radzi zaplacilismy choc nie tylko my mielismy dylemat pod ta bramka, inne samochody zawracaly jednak, dobrze ze mielismy dolary bo oczywiscie karta tam nie zaplaci. Na resztkach paliwa dociagnelismy do Cancun do`pierwszej z brzegu stacji, zatankowalismy a poniewaz sie juz sciemnialo zrobilismy sobie nocna wycieczke po Cancun a konkretnie po Zonie Hotelera. Robi wrazenie, kilometrami ciagnace sie ogromne kompleksy hotelowe, wielopietrowe na czele z Hiltonem. Na nocleg tam nas raczej nie stac wiec pojechalismy do Playa del Carmen. Szukajac noclegu jezdzilismy sobie po ulicach Playa czasem wzdluz a czasem pod prad :) Nie pierwszy to byl nasz przypadek tego typu bo znaki tu inne niz w Europie a ruch na ulicach i jego organizacja dosc dziwna ale tym razem jednak napotkalismy policjanta. No coz.. po dlugich i namietnych targach odwalil sie w zamian za 200 peso, a niech ma, bo oficjalna taksa jest sporo drozsza :) Poniewaz bylo juz pozno w nocy oddalismy nasz nieoceniony wehikul, ktorym przez poltora dnia pokonalismy prawie 800 km i z plecakami pomknelismy w strone znajomej La Ruiny. Noc w namiocie bo miesca nie bylo a rano autobus do Cancun. Stamtad promem przeprawilismy sie na Isla Mujeres, miejscowa wyspa karaibska malutka acz urokliwa. Wlasnie z niej piszemy tu do Was, coz dzis trzeba bedzie oblac podsumowanie wyprawy bo jutro plyniemy do Cancun, stamtad na lotnisko i pora do Europy, trzymajcie kciuki bo czasy miedzy przelotami samolotow mamy bardzo wysrubowane a po powrocie zapraszamy na lyk pierwszorzednej Tequili :)



Feb 10, 2006 09:00 PM Jukatan, plaze i cenoty..

No i jestesmy.. dzis krociotko bo czas nas goni, jestesmy w Playa del Carmen, przespalismy sie w znajomej nam juz Ruinie ;) Teraz pora na sniadanko a potem ruszamy na podboj plaz Atlantyku i wnetrza polwyspu, jesli bedzie cos ciekawego z pewnoscia opiszemy :) Adios



Feb 09, 2006 09:00 PM Party time - plaze Pacyfiku..

No i dotarlismy.. do najbardziej oddalonego na zachod punktu naszej podrozy. Spieklo nas jak skwarki na plazy ale jaka sceneria! Kilometrami ciagnace sie plaze bez jednego czlowieka na horyzoncie a na dodatek wulkaniczny piasek, prawie czarny a przez to niesamowicie goracy, niemozliwoscia jest przejsc bez obuwia. Fale Oceanu Spokojnego ogromne, kapalismy sie to wiemy ;) Przebiwakowalismy caly dzien na plazy w miedzyczasie udajac sie na obiad do miejscowej tawerny, zjedlismy po pierwszorzednej rybie ponoc Sierra sie nazywa, jak dla nas to byla klasyczna pirania przynajmniej patrzac na jej uzebienie :) Obslugiwal nas pan ze zlotym zebem, tutaj wszyscy zdaje sie tak maja, co bogatszy to ma wiecej :)
Plan dalszej podrozy opracowany, dzis w nocy jednym skokiem udajemy sie blisko 500 km w gore Gwatemali az do Flores, w poblizu jest ponoc ciekawe miasto Majow Tikal, ale to juz raczej kiedy indziej, nas czas zaczyna gonic coraz mocniej. Pozdrawiamy wszystkich, nastepne relacje prawdopodobnie juz z Meksyku bo podroz bedzie dluga i raczej nie bedzie czasu na przerwy lub net. Adios :)

PS. Troche wyprzedzamy (o jeden dzien )kalendarz tu z wpisami ale to wina poprzednio zle ustawionego czasu w komputerze, nastepny wpis powinien byc juz o czasie :)



Feb 08, 2006 09:00 PM Na spotkanie wulkanow..

Wyjechalismy z Chiquimuli przed poludniem, droga do Gwatemala City wlokla sie okropnie bo tu autobus zatrzymuje sie co kilka metrow ale jakos dotarlismy, Ciudad de Guatemala jest duzym miastem, polapac sie tam gdzie co jest, to spora sztuka, nie bardzo mozna bylo znalezc miejsce gdzie odjezdzaja autobusy do Antiqui, pomogl nam o dziwo bezinteresownie pewien miejscowy podwozac nas spory kawalek wprost pod autobusy. Do Antiqua jest niedaleko, wiec tu juz poszlo sprawnie, w samym miescie oczywiscie z miejsca opadli nas naciagacze, oczywiscie "bezinteresownie" polecajac hotel itp. mieniac sie przedstawicielami miejscowej informacji turystycznej. Gdy uparlismy sie przy wybranym z przewodnika guestousie od razu jakos stracili nami zainteresowanie. Sama Antiqua to kombinat turystyczny, hotele, agencje turystyczne i knajpy w kazdym domu, oczywiscie masa przyjezdnych. Z miejsca zabukowalismy sobie wyprawe na wulkan Pacaya, to najbardziej tu turystyczny wulkan, jak twierdza "dla poczatkujacych" :) Za bardzo przyzwoita cene otrzymalismy mikrobus, a na miejscu przewodnika i uzbrojona ochrone, coz tu spokoj jest jeszcze dosc chwiejny. Rano wyruszylismy, sam dojazd trwal z pol godziny, potem poltorej ostro pod gore i w koncu clou calego przedsiewziecia polgodzinna wspinaczka na sam stozek wulkanu. Nie wiem jakie sa te "trudniejsze" wulkany ale ten nam dal zdrowo w kosc, wspinaczka po osypujacych sie piargach i popiolach wulkanicznych w huraganowym wietrze po zboczu gdzie nie ma sie nawet czego chwycic byla dosc karkolomna, kazdy podmuch grozi tu straceniem w dol, poniewaz to czynny wulkani i zmienia sie dosc intensywnie wiec o jakichkolwiek stalych strukturach jak liny czy porecze nie ma tam oczywiscie mowy. Dotarlismy.. w koncu stanelismy na skraju krateru, jednego z kilku bo ten wulkan ma ich wlasnie pare, wiatr ani na chwile nie dawal sie nawet dobrze wyprostowac, wokol malo co widac bo cala gorna czesc stozka pokryta jest chmurami pary z rozgrzanego popiolu, z samego krateru wydobywa sie gryzacy siarkowodor, ktory do konca nie pozwala zobaczyc wnetrza, zwalaszcza ze to mocno trujacy gaz i dluzsze oddychanie nim mogloby sie zle skonczyc, nas zawialo kilka razy tym a i tak bylo co wachac :)
Zejscie bylo juz proste mimo porywow wiatru, to naprawde nie jest wspinaczka dla malo odpornych, bylismy tylko ciezsi o kilka kilogramow popiolow jakie osiadly na nas i wszedzie gdzie tylko to mozliwe.
Teraz chwila odpoczynku w Antiqui, wieczorem pora bedzie nam opracowac droge powrotna, tak, nawet nie wiadomo kiedy to minelo, czas odlotu naszego samolotu z Meksyku zbliza sie nieublaganie a my jestesmy ponad tysiac kilometrow od niego co w miejscowych warunkach jest odlegloscia do pokonania w kilka dni. Pozdrawiamy wszystkich czytelnikow a teraz idziemy na lody :)



Feb 05, 2006 09:00 PM W gore Rio Grande - Honduras

Na lodz zalapalismy sie rano, zdzierstwo straszne, zaplacilismy dwa razy tyle ile wg informacji powinnismy ale targowac sie nie bardzo bylo jak, to jedyna droga i jedyna lodz tutaj, inaczej mozna bylo wracac caly dzien ladem albo czekac kilka dni na prom (o ile). Doplynelismy do Puerto Barrios w iscie ekspresowym tempie, prawie frunac nad falami oceanu, rzucalo straszliwie :) W Gwatemali szybka, wrecz blyskawiczna i bezproblemowa jak na ten rejon swiata odprawa graniczna i w droge. Ruszylismy miejscowym Chicken Busem az do Chiquimula, niby tytlko 200 km ale warunki podrozy pogarszaja sie im bardziej w glab, jakos jednak dotarlismy, po drodze widoki wrecz jak z pocztowek, dzungla ustapila miejsca zagospodarowanym terenom, nad wszystkim goruje Kordyliera z dymiacymi gdzieniegdzie wulkanami choc sa tak daleko, ze widoczny wyraznie dla nas byl tylko jeden czynny, nic pilnego, do kwestii wulkanow jeszcze tu powrocimy podczas tej eskapady :) W Chiquimula zakwaterowalismy sie w bardzo sympatycznym hotelu, ktory polecil nam miejscowy ksiadz, poznalismy go przy okazji poszukiwania tu misji polskiej, misji nie znalezlismy, okazala sie byc polozona dosc daleko stad, ponoc trzech ksiezy, ale znalezlismy polskiego ksiedza tu :) Mieszka tu od 25 lat i z jezykiem polskim ma juz spore trudnosci :)
Dzis zostawilismy bambetle w hotelu, zostaniemy tu jeszcze, a sami ruszylismy znow w droge, mianowicie do Hondurasu :) Granice przekroczylismy dosc sprawnie potem bylo tez niezle, zwiedzilismy jedne z bardziej znanych i uznanych ruin Majow, cena za wstep straszliwa, ale mocno toto ogrodzone wiec wyboru nie bylo :) Sceneria bajkowa, wokol nas na wyciagniecie reki kolorowe ogromne papugi, mozna je bylo karmic z reki, wokol biegajace aguti, ale dosc lekliwe. Popoludnie minelo nam udanie i ruszylismy w powrotna droge.
Teraz jestesmy znow w Chiquimula, zostajemy tu do rana, jutro ruszamy w dalsza droge wdluz granicy z Salwadorem, adios amigos bo net tu drogawy ;)



Feb 03, 2006 09:00 PM Rzeka krokodyli..

No i jestesmy w Belize, przejechalismy je wzdluz od granicy do granicy a bylo to tak: W Chetumal odszukalismy konsulat Belize, konsula oczywiscie nie bylo bo caly konsulat to jedno biurko w jakims kiosku, dostalismy list polecajacy na granice, nawet fajny jest, bedzie sobie co na sciane przykleic, bo uzytku zadnego z niego nie zrobilismy choc kosztowal nas sto peso, oczywiscie polacy jako czlonkowie UE wizy do Belize nie potrzebuja, no coz, teraz to wiemy :) Przejechalismy granice docierajac az do Orange Walk w Belize, autobusy tu nie przypominaja za bardzo naszych w potocznym rozumieniu, miejscowi tu wykupili chyba wszystkie starozytne schoolbusy z calych Stanow :) Zatrzymalismy sie nad Rzeka Krokodyli (obecnie New River) wynajmujac za slona zreszta oplata cabanas nad brzegiem nawet fajny, karakony po pokoju chodzily wieksze od krokodyli w rzece ale te ujrzelismy dopiero nazajutrz, wynajelismy lodz motorowa do Lamanai starozytnego miasta Majow, dwie godziny drogi w kazda strone rzeka meandrujaca poprzez dzungle, po drodze sporo miejscowej fauny, kolorowe iguany, rozmaite ptactwo no i clou calego przedsiewziecia, krokodyle :) Jednego nawet malo nie przejechal nasz pan sternik o rajdowym zacieciu :) Miasto Majow jak na takowe przystalo sklada sie z piramid glownie.. no coz, na najwyzsza oczywiscie sie wspielismy.. uuuch niby tylko 33 metry a jaka wspinaczka :) ale na gorze widoki.. ponad dzungle na wszystkie strony swiata. Wokol wydzieraja sie malpy walczace o swe terytorium, naprawde polecamy :) Wyzerka byla w cenie wyprawy to sobie i nie zalowalismy bo kraj ten do tanich nie nalezy :)
Wieczorem wyruszylismy dalej, docierajac juz wczesna noca do Belize City, najwiekszego miasta tu, cieszacego sie niezbyt ciekawa opinia. Faktycznie slumsy jakie mijalismy w poszukiwaniu jakiegos spania przyprawic moglu o gesia skorke niejednego zaprawionego w bojach trampa, jakos jednak szlo, pokoj znalezlismy fajny nawet karaluchow nie bylo, za to byly myszy :) siedzialy w torbie Beatki, wcinaly paszport i ciastka :)
No i mamy dzisiejszy dzien, jestesmy teraz w najdalej wysunietym na poludnie miasteczku Belize o nazwie Punta Gorda, dalej juz nie ma nic, nie ma drog, nie ma ludzi, tylko dzungla i Zatoka Hondurasu. Jutro rano probujemy sie zaokretowac na lodz plynaca oceanem do Gwatemali, realiow tamtejszych nie znamy wiec nie wiadomo jak bedzie z informacjami biezacymi tu bo z naszych telefonow np tu w Belize nic choc niby jest roaming. Teraz jeszcze piwo za powodzenie naszej dalszej eskapady i idziemy nad ocean, atmosfera tu senna jak w serialach :) Pozdrawiamy.



Jan 31, 2006 09:00 PM Sombrero i tabasco..

Wiec jestesmy.. z Krakowa wylecielismy planowo, potem rowniez wg przewidywan noc w Londynie na lotnisku (skad oni biora te ceny tam?:) Samolot nam sie lekko opoznial, koniec koncow dwie godziny pozniej wystartowalismy. Podczas lotu jak to podczas lotu, troche trzeslo, zwlaszcza nad Labradorem, bylo nie bylo to okolice kola polarnego sa, na wieczor jednak wyladowalismy szczesliwie w Cancun. Lekko sie zdziwilismy przy ladowaniu bo cala droge lecac w promieniach slonca patrzylismy na zloty kolor Zatoki Meksykanskiej a nad samym Cancun grzyb chmur jak po wybuchu nuklearnym, schodzilismy jak w jakies otchlanie :)
Wyladowalismy dosc pozno, na tyle jednak w pore by zdazyc na autokar do Playa del Carmen, uuuch, miejsce skomercjalizowane i kiczowate jak nasze Krupowki w Zakopanem, ale tez ma to swoj urok, homary wielkosci aligatorow, na plazy palmy i panoramy jak z widokowek no i na koniec wszechobecni turysci. Bylo pozno, wybrzydzac na spanie nie mozna bylo za bardzo, znalezlismy pokoj w hotelu "La Ruina" i faktycznie nazwa dokladnie oddawala klimat i wyglad tego miejsca :) Ale za to za oknem cala noc szumial Atlantyk, pod balkonem mielismy plaze i cale niebo karaibskich gwiazd. Dzis oczywiscie trzeba bylo sie wymoczyc w oceanie a potem juz w droge :) Piec godzin jazdy do Chetumal autokarem pierwszej klasy no i jestesmy. Dzis spimy w nieco mniej komfortowych warunkach ale za to taniej co wazne bo ten kraj wysysa z nas gotowke jak gabka :) Dzis tu zostajemy, to tylko kilka kilometrow do granicy z Belize czyli Brytyjskim Hondurasem, rano jak zwykle trzymajcie kciuki idziemy szukac konsulatu Belize i wykombinowac wizy. Wiec w droge..



Jan 26, 2006 09:00 PM Po nową przygodę!

A więc... tak, wiem nie zaczyna się od "a więc" - trochę niespodziewanie dla samych siebie ruszamy. Już za trzy dni mamy być na pokładzie samolotu do Londynu tam jakoś noc przebiedujemy bo ceny hoteli w okolicy są straszliwe i rano odlatujemy. Cóż dodać, ze względu na ograniczenia czasu wyprawy oraz skromne jak zazwyczaj fundusze (pamiętajcie, że tym razem to szczyt sezonu) plan mamy napięty do ostatnich granic, siłą rzeczy musimy z czegoś zrezygnować, co zobaczymy i co przeżyjemy przeczytacie zapewne tu niebawem, czego nie zdążymy.. cóż.. dziś jeszcze nie wiadomo czy warto tam będzie wracać. Pozdrawiamy wszystkich i jak zwykle ta sama prośba.. keep your fingers crossed.. ;)



Jul 20, 2005 06:00 PM Tour Asiatica 2005 uwazam za zakonczony :)

Tak, wlasnie dotarlismy do Krakowa :) Na czym to skonczylismy.. aha, Bukareszt... z niego pojechalismy do Budapesztu, nie ma co pisac, trampom to miejsce odradzam z calego serca, moze to szok po goscinnosci i bezposredniosci Azjatow.. a moze nie, tak czy owak, miejsce dla trampa okropne, w poczekalni nie mozna sie nawet zdrzemnac czekajac na pociag, co kilka minut wpada grupa jakichs kapo i szarpia spiacych, zagranicznych tylko szarpia, miejscowych bija w morde i wyrzucaja z buta na zewnatrz, burzylem sie bo bilet mialem legalnie kupiony na Eurocity na rano wiec nie bylem miejscowym fenolem ale w koncu dalem spokoj drzemnelismy sie za dworcem. Poniewaz skonczyla nam sie forsa dojechalismy Eurocity do pierwszego miejsca na Slowacji jakie bylo w postoju.. Jakies Sturowo, jak zwal tak zwal.. stamtad troche stopem, troche autobusem, troche miejscowa koleja dotarlismy az do Trsteny kolo Chyznego. trase te kiedys opisze dokladniej bo ciekawa i dosc barwna wiele ciekawostek jest po drodze :) rano z Trsteny autobusem do Nowego Targu.. jezdzi tylko w czwartki hm.. no tak dzis czwartek :) Potem juz do Krakowa. Tak zakonczyla sie nasza Tour Asiatica 2005 i tak konczy sie ten nasz travel log, mam nadzieje, ze po wywolaniu zdjec i zmontowaniu zapisow z kamery urodzi sie z niego jakis ciekawy reportaz jakiego nie omieszkamy zamiescic i tutaj :) Pozdrawiamy wszystkich czytajacych i sympatykow obiecujac jednoczesnie, choc zapewne nie wczesniej niz za rok kolejne relacje i kolejne przygody z zupelnie juz innych miejsc :)

Page: 14 15 16 17 18 19 20 21

Publish your own story!


  Terms and Conditions    Privacy Policy    Press    Contact    Impressum
  © 2002 - 2024 Findix Technologies GmbH Germany    Travel Portal Version: 4.2.8