Free travel home page with storage for your pictures and travel reports! login GLOBOsapiens - Travel Community GLOBOsapiens - Travel Community GLOBOsapiens - Travel Community
Login
 Forgot password?
sign up


Top 3 members
wojtekd 55
pictor 40
Member snaps
thraen

Remik's Travel log

about me      | my friends      | pictures      | albums      | reports      | travel log      | travel tips      | guestbook      | activities      | contact      |

Log entries 131 - 140 of 204 Page: 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19



Sep 10, 2008 06:00 PM Autobus uznany za zaginiony

Ekwador stanowczo nie chciał nas wypuścić. O ustalonej godzinie stawiliśmy się wieczorem na dworcu. Po kolei odjeżdżały wszystkie lokalne a naszego jak nie było tak nie ma.. Próby dowiedzenia się czegoś na dworcu skazane były na niepowodzenie, panienka w okienku bez cienia inteligencji na twarzy coś nam prawiła ale niewiele z tego wynikało. Co ciekawe, przez całą noc tylko my usiłowaliśmy się dowiedzieć czegoś na temat naszego autobusu, reszta niedoszłych pasażerów po prostu tkwiła w fotelach niewzruszenie. Rano i my pogodziliśmy się z faktem, że autobus zaginał gdzieś w Kordylierze i do Quito nie dotrze (bo to był przelotowy kurs). O ósmej rano zjawił się gość u którego nabyliśmy bilety, pozdrowiliśmy go słodkim słowem i odebraliśmy pieniądze, teraz już byliśmy w lekkim problemie, żadnym sposobem nie byliśmy w stanie zdążyć do Wenezueli na czas lądem.. pozostawał samolot, ale skąd go wytrzasnąć od ręki?



Sep 08, 2008 06:00 PM Panamericana - pora wracać.

Dzis wyjeżdżamy z Ekwadoru. Mamy bezposredni autobus aż do Caracas, po drodze choć zza szyby postaramy się zerknąć na Kolumbię bo na nic więcej nie ma szans, mamy bardzo wyśrubowane czasy przejazdów (trzymajcie kciuki ;) więc przez następne kilka dni wpisów tu proszę się nie spodziewać ;)
Quito zwiedziliśmy dość kompleksowo, zrobiliśmy główne atrakcje, m.in. kolejkę linową, drugą jak piszą pod względem wysokości na świecie (nie jestem pewien czy to aktualne bo chińczycy też coś dużego klecą u siebie), ta najwyśsza na świecie w Meridzie musi na nas poczekać do następnego razu.
Pichinchę zrobiliśmy polowicznie, robiliśmy nieaktywny szczyt, dotarliśmy na 4500 m.n.p. Trasa jest łatwa lekka i przyjemna, na wulkanach dostaję takiego powera, że chciałem z miejsca zrobić ten aktywny stożek na 4800, niestatety Beatka miała już lekkie problemy z soroche a w dodatku ta trasa jest zbyt niebezpieczna na własną rękę (liczne napady i inne atrakcje). W Quito wojowaliśmy z agencjami turystycznymi o przewodnika na aktywny stożek, niełatwe to bo jak powiedzieli bardzo rzadko tam ktoś się wybiera, w końcu za kupe forsy zaoferowali wejście ale.. dwudniowe, niech sie w ucho ugryzą nie mamy już tyle czasu, może gdybyśmy dzień wcześniej.. ale wtedy byłyby problemy z aklimatyzacją. Co się odwlecze.. jak to mówią, i tak nie mamy już tyle forsy ile chcieli więc zmykamy w sumie bez żalu z Pichinchy :)
Ekwador opuszczamy z żalem, to piękny kraj i ma masę atrakcji, ludzie są sympatyczni a na kilkanatu taksówkarzy wydrzeć sie musiałem tylko na jednego co wystawia im też niezłe świadectwo bo w innych krajach ta statystyka bywa zdecydowanie gorsza. Pozdrawiamy.



Sep 05, 2008 06:00 PM Zostajemy w Ekwadorze.

No nie az tak.. ale na troche :) Strata jak wspomnielismy calego tygodnia na poczatku podrozy wywrocila nam caly plan, podliczylismy czasy przejazdow, koszty oraz nasze mozliwosci, wyszlo nam ze na Kolumbie po prostu braknie nam czasu, coz.. jeszcze jeden powod by tu wrocic :)
Z Banos pojechalismy do Quito i wlasnie tu teraz jestesmy. Poniewaz po rezygnacji z Kolumbii zostalo nam 3 dni bo we wtorek odjezdzamy stad bezposrednim autobusem do Wenezueli parkujemy tu na dluzej.
Wybralismy sie dzis do Otavalo, w soboty jest tam jeden z najwiekszych targow w Ameryce Poludniowej, tradycja siega jeszcze czasow Inkow. Wycieczka zajela nam caly dzien choc to tylko 90 km stad (tak sie tu jezdzi niestety) W morzu wrzechobecnej chinszczyzny zdarzaja sie prawdziwe perelki indianskie, targowalismy sie ostro w efekcie bedziemy musieli chyba zaladowc sie na cargo bo nas na samolot z takim bagazem nie przyjma ;)
Na szersze plany brak nam czasu, jako rasowi turysci wybierzemy sie zapewne do Mittad del Mundo no bo byc tu i nie zajrzec to wstyd wielki, natomiest zamiast kolumbijskiego Galerasa (ubolewam nad nim okropnie :( ) sprobujemy zrobic ekwadorski wulkan Pichincha, ale to dopiero w poniedzialek, soroche czyli choroba wysokosciowa troche nam tu Beatke rozklada, w autobusach gdy forsujemy powyzej 3500 ma niejakie ;) problemy. Pichincha ma 4800, no coz, pozyjemy zobaczymy, mamy czas do wtorku wieczor, wtedy bowiem jedziemy do Caracas. 3 dni czyli 72 godziny non-stop w autobusie.. nie ma to jak wakacje ;)



Sep 03, 2008 06:00 PM Gringo Trail..

Gringo Trail.. Przez ten tygodniowy przymusowy pobyt na zakichanej Margaricie caly misternie przygotowany plan poszedl w..
Na wejscie na Tungurahuye nie mamy szans najmniejszych, po jednodniowej aklimatyzacji w Banos byloby to po prostu niemozliwe, dzis zrobilismy sobie zwiad do wysokosci 2850, wierzcholka niestety nie widac bo to wulkan, caly szczyt w gestej chmurze. Za jeden dzien mozna tu dotrzec do Refugio na 3800, fajnie ale trzeba wydac na to sto dolarow co najmniejna dwie osoby, w zamian wejdziemy w podstawe tej chmury, atrakcja srednia.
Coz.. bedzie powod (nie jedyny zreszta) aby tu wrocic, a my jak rasowi turysci zrobilismy sobie gringo trail.. wykupilismy sobie wycieczke po wodospadach (no, jeden to calkiem calkiem byl) jechalismy kolejka zawieszona na linie nad przepasciami, zreszta caly przejazd samochodem byl nad przepasciami, zalowalem, ze sobie dla kurazu czegos wczesniej nie lyknalem ;) Wieczorem w knajpie grala tylko dla nas miejscowa kapela (foto nizej). Zyc nie umierac normalnie w tym Ekwadorze :) Wieczorem jedziemy na pobliski szczyt porobic choc fotki wulkanowi, a nuz sie pokaze na chwile, a jutro opuszczamy juz Banos, kierujemy sie teraz na Quito, mam nadzieje ze zatrzymamy sie tam na chwile bo niestety czas ucieka coraz szybciej a my do samolotu mamy jeszcze kilka tysiecy kilometrow.. przed nami bowiem Kolumbia, trzymajcie kciuki.



Sep 02, 2008 06:00 PM Wakacje w kiblach? Czemu nie.. :)

Wakacje w kiblach? Czemu nie.. :) Baños to w doslownym tlumaczeniu kible wlasnie :) Dokladnie ten sam napis umieszczony jest nad kazdym wychodkiem, idac za drogowskazami niekoniecznie mozna akurat tu trafic :)
Dotarlismy tu autobusem "direct" z Guayaquil. Gdybysmy jechali przez Quito z przesiadka trwaloby to zapewne z szesc godzin, my przedzieralismy sie przez czasem pionowe wrecz polki skalne jakichs dzikich zakatkow Andow, wsrod sniegow szczytow dziewiec godzin a i tak w tym "direct" musielismy sie przesiasc. No ale co za folklor.. to co najbardziej lubimy w pelnej krasie. Warto sie jeszcze zatrzymac przy naszym pobycie w Guayaquil, hostel DreamKapture (nie ma go w LP) jest bardzo dobrym wyborem, gdyby ktos tam trafil nie powinien narzekac. Zreszta.. gwoli sprawiedliwosci na nic tu nie mozna narzekac po pobycie na Margaricie.. ceny normalne, ludzie sie usmiechaja do nas, nawet taksowkarze uczciwi, fantastyczny kraj.
A dzis od rana zwiedzamy Baños, musimy sie bowiem aklimatyzowac do wysokosci.. Cos jak nasze Zakopane tyle ze na rowniku, wysoko tu wiec temperatura przyjemna, wrecz chlodno. Gdzies wysoko nad nami gleboko w chmurach dymi wulkan Tungurahua.. Oficjalnie nie ma na niego wyjsc, jest zbyt niebezpieczny, nieoficjalnie znalezlismy juz fachowca od tego, chce wprawdzie kupe forsy ale to jest do lykniecia, problemem jest tylko nasz krotki czas aklimatyzacji i dwudniowa wspinaczka na prawie 5 tys. m.n.p. Czy jestesmy do tego zdolni? Chyba nie.. ale latwo nie odpuscimy, poki co lecimy rozeznac teren ;)



Sep 01, 2008 06:00 PM Burdel na kolkach, czyli lecimy do Ekwadoru.

Tak jak planowalismy, udalo nam sie wyrwac z tego raju, ale lekko nie bylo, oj nie. Samolot do Caracas mielismy o 10, na lotnisku zameldowalismy sie o 7, okazalo sie, ze odlecial w koncu o 14, z wywieszonym jezorem latalismy po lotnisku w Caracas, przy ktorym Dworzec Centralny w Warszawie to szczyt organizacji i elegancji. Ledwo zdazylismy sie odprawic do Quito.. ok, ale gdzie jest samolot; Nikt nic nie wie, szukalismy go kilka godzin po lotnisku, gosc z naszej linii gdy mu pokazuje nasze karty pokladowe (hehe cos namazane dlugopisem na cwiartce papieru) z logo ich firmy pyta czy chce do Lufthansy.. siostro kaftan. Z jednej bramki odprawiaja sie jednoczsnie po trzy linie. Zeby nie bylo za latwo, na lotnisku nie ma pradu.. potem jest i cale szczescie bo zapada zmrok. Wystartowalismy po osmej wieczor.. tu niespodzianka, linie Santa Barbara lataja naprawde tanio jak na tutejsze warunki, spodziewalismy sie jakiegos spartanskiego Junkersa z czasow drugiej wojny swiatowej z lawkami wzdluz burt a tu wiekowy dosc ale bardzo zadbany i elegancki B757 z cateringiem godnym europejskiej linii, rzesza stewadres itp. Szwankuje im tylko marketing bo ponad polowa samolotu byla pusta choc na poprzednie loty miejsc nie uswiadczylismy wiec nie wiem jak to jest. No i jestesmy.. Ekwador a konkretnie miasto Guayaquil (chyba tak sie to pisze) na pierwsze rzut oka jawi sie bardziej sympatycznie od naszych dotychczasowych doswiadczen. Jak bedzie.. opiszemy tu zapewne niebawem. Pozdrowienia.



Aug 30, 2008 06:00 PM El Yaque.. jak sie chce to mosna..

W tytulowej miejscowosci sakotwicsylismy na dwa ostatnie dni prsed odlotem.. Miejsce jak nie stad.. csysto, sympatycsnie. I choc samo mose nie tak lasurowe jak w tych topowych playach to prsynajmniej cslowiek nie csuje sie tu jak na skrsysowaniu slumsow s wysypiskiem. Sympatycsny hotel naswa jak miejscowosc w tytule + Motion, (sorry nie prsepisse bo dsiala mi tu tylko prawa csesc klawiatury, sdefiniowalem sobie tylko kilka snakow bo inacsej byloby to calkiem niecsytelne). Mamy stad pare krokow na lotnisko skad jutro odlatujemy do Caracas. Jak prsystalo na rasowych turystow nabylismy flache miejscowego rumu a jako, se jest tu wlasnie siodma rano idsiemy na plase smiesryc sie s nia. (wiem, wiem w Polscce teras jest popoludnie, wiec chyba jus mosna ;) Podrawiamy csytelnikow, mimo is tu mamy net sa darmo to nastepne wpisy mamy nadsieje srobic jus s calkiem innych miejsc. Prosba jak sawsse, trsymajcie kciuki, a my sciskamy mocno :)



Aug 29, 2008 06:00 PM Jesli ktos nam zazdrosci Margarity...

Jesli ktos nam zazdrosci Margarity... ...to juz moze przestac :) Nie dosc, ze utknelismy tu na dobre to jeszcze wszystko nam idzie pod gorke. Po wspomnianej juz utracie przewodnika podrozowanie znacznie sie utrudnilo, proby odzyskania go nic nie daly, w sumie nawet to nie dziwi, w tym kraju na kazdym kroku wszyscy daja do zrozumienia ze obcokrajowcy nie sa mile widziani. Pierwszy raz trafilismy w miejsce gdzie kazdy woli nie sprzedac niz sprzedac taniej a w ogole to odsyla do konkurencji albo gdziekolwiek indziej bo jemu sie nie chce nic zalatwiac/sprzedawac. Ogolnie pusty smiech ogarnia gdy czytamy zachwyty ludzi jacy na Margaricie byli. Ceny kosmiczne, zywimy sie pomaranczami za 8 zl kilo, dwa dni szukalismy bankomatu (zwiedzilismy ze 30 bankow) ktory by dzialal z europejska karta, nie wspominajac ze wyplata z niego jest po zbojeckim kursie polowy rzeczywistego. Dzis udalo nam sie kupic bilet na pojutrze do Caracas co oznacza ze w tym "raju" spedzimy jeszcze dwa dni - ciarki przechodza. Poki co poniewaz nie bardzo jest tu co robic do spolki z innymi polakami wynajelismy jeepa i ziedzilismy wyspe od konca do konca, procz miliona kaktusow oraz jednej ladnej plazy nic godnego uwagi nie znalezlismy. Wypad byl z atrakcjami bo na totalnym zadupiu zabraklo nam paliwa, ot kto by pomyslal ze do Suzuki Samuraja wchodzi 20 litrow paliwa. Z ciekawostek - zatankowalismy te 20 litrow na stacji za zlotowke, ja ekonomicznie tego wyjasnic nie potrafie :)



Aug 27, 2008 06:00 PM Margarita - uciec, ale dokad?

Margarita - uciec, ale dokad? Raz my gora raz oni, taka jak sie spodziewalismy Wenezuela to trudny kraj do podrozowania. Na kazdym kroku natykamy sie na bariere totalnego tumiwisizmu, nic sie nikomu nie chce, nikt nic taniej nie sprzeda, woli nie sprzedac w ogole. To czego natomiast sie zdecydowanie nie spodziewalismy to ceny(!) Szok to malo powiedziane, wszystko jest totalnie drogie, snickers kosztuje 4 zl. za chleb wczoraj dalismy 10 zl. Piwo sprzedaja w puszeczkach 0,28 za 5 zl. O kosztach zakwaterowania lepiej nie wspominac, abstrahujac od cen wyzszych niz w Europie w zamian dostaje sie cos co trudno przyjac do zamieszkania nawet po flaszce rumu (jedyny procz benzyny tani tu towar). Nawet taksowki sa drogie choc paliwo prawie za darmo. Utknelismy tu na kilka dni, nie powiem byczymy sie i drinkujemy na plazy ale czekamy na dzien kiedy ruszymy stad bo szlag nas trafia. Nawet zachodni turysci zasuwaja z plazy do jedynego tu spozywczego po zaopatrzenie a tego jeszcze nie widzielismy nigdzie. Utknelismy tu tez z tej przyczyny, ze zgubilismy nasz przewodnik LP, bez tego czlowiek jest tu jak dziecko we mgle. Pozdrawiamy wszystkich czytajacych a my jeszcze zapewne zrobimy stad jakis wpis bo dopiero 1 wrzesnia mamy byc w Caracas. Po sporych kombinacjach i daniu w lape komu trzeba mamy nasze bilety do Ekwadoru, w tym kraju wszystko mozna :)



Aug 25, 2008 06:00 PM Wenezuela - pierwsze impresje.

Dolecielismy wreszcie. Troche sie dluzylo bo to jednak ponad dwanascie godzin w samolocie. Zanim sie odprawilismy byla 10 wieczor. Do miasta oczywiscie zadnej komunikacji, taksowkarze w kazdym kraju swiata sa tacy sami, wiedza ze nie mamy wyjscia to ceny wala zaporowe.. dzieki Beatce zrobilismy ich jednak na szaro koncertowo, malo co a jeszcze by doplacil gosc do kursu ;) Do Porlamar dotarlismy przed polnoca a tam zagwozdka.. ceny podawane przez LP skoczyly trzykrotnie w gore. najbardziej zasikana nora blisko sto dolarow.. powalilo ich tu kompletnie.. fajnie sie chodzi po polnocy po peryferiach miasta w Ameryce Poludniowej.. Spotkalismy na szczescie pare z Polski.. w mysl idei `w kupie sila`udalo sie nam znalezc hotel w ´odrobine´ mniej zbojeckiej cenie, w leb na ulicy nie dostac i nawet karaluchow w pokoju nie miec.
A dzis kolejny problem, biuro jakie mialo nam sprzedac bilet do Ekwadoru zrobilo nas w klasyczne jajo, po wymianie dolarow aby zaplacic okazalo sie ze biletu nie sprzedadza.. zostalismy z kupa bezwartosciowej miejscowej waluty w garsci.. Ale Polak potrafi.. zlazilismy sie po miescie ostro niemniej do wieczora ma sie wyjasnic czy bedziemy miec ten bilet czy nie.. niestety dopiero na 1 sierpnia.. troche nam to komplikuje plany niemniej jest okazja poszukac jakiejs plazy.. nie uwazacie? Pozdrawiamy i do kolejnych wpisow.. :)

Page: 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19

Publish your own story!


  Terms and Conditions    Privacy Policy    Press    Contact    Impressum
  © 2002 - 2024 Findix Technologies GmbH Germany    Travel Portal Version: 4.2.8