Free travel home page with storage for your pictures and travel reports! login GLOBOsapiens - Travel Community GLOBOsapiens - Travel Community GLOBOsapiens - Travel Community
Login
 Forgot password?
sign up


Top 3 members
pictor 122
wojtekd 72
Member snaps
thraen

Remik's Travel log

about me      | my friends      | pictures      | albums      | reports      | travel log      | travel tips      | guestbook      | activities      | contact      |

Log entries 151 - 160 of 204 Page: 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21



Jul 13, 2007 06:00 PM Księga absurdów - Koleje niemieckie :)

Lądowanie w Monachium wieczorem, teraz biegiem do pociągu.. Niemieckie pociągi naprawdę robią niesamowite wrazenie.. wręcz plyną jakby szyn nie było, cisza spokój.. tylko cyfrowy wyświetlacz na przekór wszystkiemu pokazuje bieząca szybkość.. my zobaczyliśmy maksymalnie bagatelka 300 km/h.. ale tylko dlatego ze to już piata noc w podrózy i co chwilę przysypiamy, jeżdżą zdaje sie na niektórych odcinkach szybciej. Wysiedlismy w Norymberdze, jedyną opcja w nocy to City Night Line do Drezna.. albo spanie znow gdzies na lawce dworca.. zaryzykowalismy ten CNL.. mimo iz nasz darmowy bilet na koleje niemieckie jaki mamy mial ograniczenie na ten typ pociagow.. wykupilismy tylko w automacie za 20 euro brrr.. rezerwację na sliperetę w nim i z duszą na ramieniu na peron.. najwyzej nas w Lipsku wywalą z niego. Rzeczywistość gdy podjechał przeszła nasze wszelkie oczekiwania.. rzekoma slipereta to starożytny wagon z przedzialami, zasyfiony na max, toaleta jak w naszym podmiejskim.. bez gumiaków nie ma co ryzykować.. tak ten pociąg jedzie do Pragi, chyba to coś może wyjaśniac.. nasze miejsca zajęte przej jakieś towarzystwo, konduktor na nasze protesty stwierdził że to normalka i kazał się wryć gdzieś i zrzucić z miejsc kogos co też uczyniliśmy.. Mein Gott.. czy my naprawdę jeesteśmy w niemieckim pociągu? Dojechaliśmy w tym syfie jakos do Drezna.. Jak oni tam w DB sądzą że daruję im te 20 euro za sliperetę to sie mylą.. niestety chwilowo nawet nie bardzo moglem im zasikac toalety bo bardziej i tak by sie nie dalo, porazka normalnie.. i pomyslec ze w Dreznie w zwyklej podmiejskiej kolejce do Gorlitz mielismy nawet mydlo w plynie i klimę.. ksiega absurdow normalnie. W Zgorzelcu przeszlismy granice, piechota choc mozna pociagiem no ale to trzeba miec pieniadze hehe.. :) Stamtaj juz pociagiem do Wroclawia i oto jestesmy.. Kraków :)



Jul 12, 2007 06:00 PM Znowu Katar.. :)

W sensie panstwa oczywiscie nie choroby :)
Zjadlo mi calego tego posta bo tu internet samoczynnie sie wylogowuje co chwile, no ale napiszemy od nowa :P
W Singapurze pozwiedzalismy co nalezy i co sie dalo, nogi po takim maratonie do d.. wchodza bo choc ostro wspomagalismy sie metrem to kilometry i tak leca:) Tak, zdecydowanie moglibysmy tu mieszkac.. centrum miasta na wskros nowoczesne, w gaszczu drapaczy chmur gubilismy sie niejednokrotnie a w dodatku widac wyraznie ze mieszkancy tutejsi na brak forsy nie narzekaja.. w sklepach tlumy kupuja jak leci, w knajpach mimo iz ceny niebanalne (kufelek kosztuje ponad 50 zl) tez tlumy. Tak czy owak miasto robi wrazenie, zdjecia dodamy pozniej :)
Wszystko jednak co dobre to szybko sie konczy, powoli pora wracac bo nasza wyprawa przeciagnela sie troszeczke :) Przespalismy sie pare godzin na lotnisku no i oto jestesmy.. Srodkowy Wschod a dokladnie Katar. Korzystajac z darmowego tu na lotnisku internetu robimy te notatke, a za chwile pora w dalsza droge, stad lecimy juz do Europy. Pozdrawiamy :)



Jul 10, 2007 06:00 PM Sin City..

Sin City.. Dzis szybciutko bo internet tu drogawy, oto stoimy wlasnie na Orchid Road, glownej ulicy Singapuru.. wokol same sklepy jakie w sumie mozemy przez szybe podziwiac no ale na loda choc stac nas bylo, nie jest zle, pozdrawiamy i zmykamy wziac rozpoznanie miasta bojem.. w sumie jak sie czlowiek zorientuje w systemie transportu to pozdroze po Singapurze to bajka :)



Jul 09, 2007 06:00 PM Kuala Lumpur

Po Indonezji docierajac tutaj spodziewalismy sie szoku cenowego.. o dziwo przyjemne zaskoczenie, ceny sa bardzo przyzwoite, nizsze niz w Polsce :) Nie wiem jak na prowincji ale stolica Malerzji robi bardzo przyzwoite wrazenie. Nie ma tu tego zamieszania i balaganu w azjatyckim stylu, nawet nikt procz oczywiscie niesmiertelnych taryfiarzy czlowieka nie napastuje :) Glowna atrakcje czyli oczywiscie Twin Towers zaliczylismy.. nie wiem jak innym ale mnie sie kojarza one z tym dowcipie o bacy co to spadl z dziesieciometrowej drabiny i przezyl.. bo na pierwszym szczeblu byl. Co z tego ze to drugi na swiecie pod wzgl wys budynek jak wpuszczaja nawet nie do polowy wysokosci.. jak dla mnie atrakcja srednia.. dobrze ze choc darmowa.. ale ile w kolejce trzeba postac :) Konczymy szybciutko bo przed nami park z orchideami oraz mase innych atrakcji a wieczorem wyruszamy do kolejnego naszego celu eskapady.. Przed nami Sin City :)



Jul 08, 2007 06:00 PM Archipelag Gili

Archipelag Gili Po ostrej przeprawie przez Jawe pora na troche odpoczynku :) Wyladowalismy na Wyspach Gili, po mocno syficznym i ciezkim do przelkniecia Bali te wyspy faktycznie przypominaja kawalek raju, krajobrazy jak z reklam Bounty, snorkeling na rafie to przepychanie sie miedzy tysiacami gatunkow kolorowych ryb, woda czsta i goraca, klmat tez idealny :) Pobuszowalismy tu piec dni, mieszkalism w tym czasie na dwoch wyspach. Wokol sielanka, zadnych samochodow, zadnych spalin, no i naciagacze od sprzedazy nie czesciej niz co kwadrans :). Zroilismy rowniez mejscowe jakby zoo, chwalili sie ze maja maleg smoka z Komodo, oczywista chala.. nawet z Lonely Planet dali sie nabrac, to zwykla miejscowa jaszczurka jakich na wyspie pelno a nie zaden smok a zwie sie iguana :) Konec koncow nie warto, naciaganie turystow i tyle. Niemniej same wyspy fajne, drink z parasolka na plazy to tu obowiazek. na hryzoncie sylwetki wulkanow Rinjani na Lombok i Agung na Bali. Jednak co za duzo to niezdrowo, takie sielskie klimat nie dla nas, pod koniec trzeciego dnia ja prznajmniej zaczalem sie lekko nudzic :) Wiec impreza integracyjna z personel;em bungalowow na plazy, postawilismy 1,5 litra miejscowego bimbru, miescowi przniesli drugie tyle :) Mimo sil rzedu 6:1 ekipa miejscowych polegla. Ja poleglem dwie godziny pozniej :) Silne to ustrojstwo jest jak cholera :) A dzis powoli rozstajemy sie z Indonezja.. Jutro pakowanie sie, pamiatki itd.. przed nami Malezja :)



Jul 03, 2007 06:00 PM Pod Krzyzem Poludnia.. - Lombok!

Pod Krzyzem Poludnia.. - Lombok! I oto z kontynetu Azji w niezauwaalny wrecz sposob dotarlismy do Oceanii i Australii.. tu wlasnie miedzy Bali a Lombok przebiega linia Wallace'a.. granica miedzy plytami Azji i Australii.. ta wyspa choc politycznie do Indonezji jednak geograficznie jest czescia Australii.. taka mala zaliczka na przyszla wyprawe :)
Rano jeszcze na Bali poszlismy szukac jakiegos transportu na Lombok.. ceny troche wysokie.. no i w planach kolejny dzien szlifowania ulic w autobusach a miedzyczasie piec godzin kiwania sie na promie.. brr.. Odjezdzajacy wlasnie shuttle bus na Lombok pozegnalismy bez zalu.. korzystajac z okazji ze mieszkalismy blisko lotniska pomaszerowalismy rozeznac sprawe.. :) No coz to co podale Lonely Planet a co zastalismy na miejscu rozni sie odrobine.. na tyle odrobine ze nastepnym razem Bali ominiemy szerokim lukiem.. po polgodzinie od wyjscia z hotelu siedzielismy juz w samolocie Merpati Airlines :) Lot trwal 15 minut.. trzeslo jak cholera bo nawet ponad chmury sie nie wzbilismy ale nawet przekaski podali.. w przeliczeniu na kilometr lotu to cena wychodzi podobna zdaje sie do biznes klasy w europie ale mimo wszystko bylo warto.. po kolejnej polgodzinie bo tyle jechalismy taksowka z dworca, siedzielismy juz na plazy, jadac tym shuttle busem jechalibysmy do tej pory.. a cena ok polowe nizsza.. Samolot, maly Fokker wyladowal tylko na chwile na lotnisku w Mataram, ot aby nas wysadzic.. reszta pasazerow leciala dalej.. fajnie wygladaly na tasmie odbioru bagazu wylacznie nasze dwa plecaki :) Oto i siedziwy teraz w Senggigi na Lombok, nad nami migiocze Krzyz Poludnia co jest jednym z moich spelnionych marzen.. po piasku biegaja krabiki a ocean szumi za oknem.. pozdrawiamy czytajacych a jutro ruszamy na Gili Islands.. pobawic sie w Robinsonow :)



Jul 02, 2007 06:00 PM Bali - Cepelia na maxa!!!

Kuta.. Najwiekszy i najpopularniejszy tu resort.. to tu w 2002 i 2005 mialy meijsce te slawne ataki bombowe ktore tak przetrzebily turystyke w Indonezji. Szczerze mowiac patrzac na przybyszy z Europy czowiek tu ma ochote sam wytrzelic w kosmos to cale towarzystwo.. Tak jak EEuropejczyk przyjezdzajacy na Bali nie ma pojecia o prawidziwej Indonezji tak Balijczycy patrzacy na ta smietanke Europy docierajaca tu nie ma ja pojecia o Europie.. rzewne jaja gdy czlowiek patrzy na te karykatury w tym kurorcie.. Co gorsza do tego stylu idealnie dopasowali sie miejscowi.. od "hej mister", "transport" oraz "cheap prices" normalnie czlowiek ma odruchy wymiotne.. z pieknej badz co badz wyspy zrobil sie wielki pierdolnik gdzie normalny czlowiek czuje sie zaszczuty przez sprzedawcow wszystkiego. Zreszta zeby sprzedawali.. ale naskakuja tak gwaltownie na kazdego bialego ze strach spojrzec na jakikolwiek sklep czy stragan.. kupilem czapke bo musialem, zgubilem juz druga podczas tej wyprawy a w tropiku bez czapki sie nie da, ale wiecej na zakupy ochoty nie mialem, ceny oczywiscie podaja x10 i szamocz sie czlowieku zeby chocby owoc kupic na straganie, dziekujemy, posiedzielismy w tym "wspanialym" kurorcie gdzie nawet w knajpie ani na plazy czlowiek nie ma spokoju od nachalnosci "massage, pedicure sir" tfu.. dwa dni i mamy dosc - jedziemy na Lombok! :)



Jul 01, 2007 06:00 PM Denpasar - Nie calkiem fajne miasto..

Uzupelniamy wpisy bo przez te nasze niedomagania a potem przez obowiazki jakie nawet tu doscignely mnie z Europy troche to zaniedbalismy :)
Przeprawilismy sie na Bali, oczywiscie wszelacy agenci turystyczni chcieli nas naciagnac na "turistic bus" do Denpasar. Potem doczytalismy ze talowe nie istnieja ale w dzungli niekoniecznie mozna to wiedziec, podrozojaca z nami rodzine Australijczykow nacieli na 100 tys ichnich rupii od leba za bilety na nieistniejacy autobus, mysmy sie w balona zrobic nie dali, doswiadczenie robi swoje :) Koniec koncow bez wykupienia "special offer" bylismy w Denpasar, tamtych Australijczykow po raz ostatni widzielismy biegajacych po nadbrzezu portu na Jawie. No coz, to jest normalka tu, w drodze na Bromo zaplacilismy po 150 tys a podrozojacy z nami Hiszpanie po 750 tys.. kroja tu zagraniczniakow na kazdym kroku i trzeba byc jak saper, pomylka kosztuje :)
Dojechalismy do Denpasar lokalnym, autobusem, w porywach wyciagal 20 km/h wiec 130 kilometrow zrobilismy bagatelka w niecale 6 godzin, przyjechalismy oczywiscie po ciemku :)
W Denpasar zaskoczenie hotel jaki wybralismy okazal sdie "full".. co gorsza nastepny tez.. robilo sie kiepsko bo terminal gdzie przyjechalismy to peryferie tego najwiekszego na Bali miasta.. naprawde malo przyjemne.. skorzystalismy z jakiegos miejscowego naciagacza i znalazl dla nas podejrzana nore w poblizu dworca, mozna bylo dostac klaustrofibii ale przynajmniej byl spokoj bo okolica jest neiprzyjemna noca.. wyszlismy cos zjesc zaraz zaczely za nami jakies mety krazyc dos podejrzane towarzystwo, zyczliwosci tam nie znajdzie. Malo tego, od razu sie miejscowe prostytutki przychrzanily na dobre, im tam ganz pomada ze czlowiek z kobieta jest :)
Przespalismy sie do rana i wczesnie jak mozna bylo wzielismy nogi za pas, koniec koncow Denpasar noca polecamy milosnikom hardkoru :)



Jun 30, 2007 06:00 PM Zejscie w otchlan :)

Tu zaczela sie prawdziwa dzungla, to po czym dotychczas podrozowalismy przypomina bardziej jakas fabryke albo hute a nie wyspe z dziewicza przyroda.. przeludnienie, urbanizacja, smrod spalin na porzadku dziennym. Odtad jednak ruszylismy w glab wschodniej czesci Jawy, waskie drozki i bezdroza, malpy na drzewach i masa zieleni. wszystko zyje wlasnym zyciem. Zatrzymalismy sie w samym srodku.. w sumie niczego, ale mozna sie tu bylo przespac calkiem przyzwoicie a co wazniejsze obok byly gorace zrodla.. tak gorace ze az parzyly.. tak to my mozemy podrozowac :) Rano wczesna pobudka przed piata i mozemy startowac, przed nami Kawah Ijen, ponad 2200 wysokosci ale stosunkowo przyjemne trzykilometrowe podejscie. Za to na szczycie.. morze zoltych dymow wydobywajacych sie z krateru a gdy wiatr sie je odsuwal widok na wnetrze krateru. Wewnatrz hen gleboko ogromne jezioro kwasu siarkowego i poruszajace sie postacie ludzi wydobywajacych siarke jaka ten wulkan wyrzuca wciaz w ogromnych ilosciach w poztaci wyziewow ktore osadzaja sie w kraterze. No coz, nie bylismy tu jedynymi patrzacymi ale jedynymi jacy odwazyli sie zejsc na dol. Wspinaczka na dol po pionowych skalach w klebach siarki to naprawde niezapomniane wrazenie, bo gdy tylko wulkan dmuchnie w nasza strone to momentalnie nie ma czym oddychac, kilka lat temu udusilo sie tam wlasnie na dole kilkunastu tych wydobywajacych.. ale zeszlismy, zanurzylismy nawet rece w jeziorze kwasu.. fajne uczucie, wszystkie zmarszczki sie prostuja :) Spedzilismy wewnatrz wulkanu okolo pol godziny ale to i tak jest sporo biorac pod uwage ze wulkan wciaz poteznie dymi i po prostu nie bardzo jest tam czym oddychac. Mamy nadzieje ze choc zdjecia beda udane :) Potem wspinaczka po skalach na brzeg krateru i wreszcie mozna zaczerpnac swiezego powietrza:) W sumie naprawde je3st co wspominac, ten wulkan robi wrazenie :) Polecamy go wszystkim choc moze niekoniecznie az z tak bliska a my zmykamy, dzis przed nami przeprawa na Bali :)



Jun 28, 2007 06:00 PM Kaldera Tengger

Kaldera Tengger Ludzie w Lonely Planet podrozoja chyba smiglowcem, tu dwie godziny, tam cztery.. a my gdzie bysmy sie nie udali to jedziemy przynajmniej 10 a czesto i 14.. dziwne. Tak bylo i teraz, z Jogjakarty wyruszylismy rano a do kaldery tengger dotarlismy pozna noca, rano oczywiscie zdjecia, typowe naciaganie nas na "sunrise" jeepem ale nie z nami takie numery no i na Bromo :) Stoi sobiewewnatrz kaldery po dawnym wulkanie, tak ze trzeba 3 km isc do niego po piasku a potem wspinaczka. Ten wulkan jest przyjemny do wspinaczki, nawet sobie rundke szczytem krateru zrobilismy choc krater ma potezny a i co chwile zawiewa wyziewami z dymiacej gardzieli :) Na nastepny dzien mielismy zaplanowany Semeru.. poczeka on jednak do naszej kolejnej wizyty.. po wyczynach na Merapi przeziebilismy sie dokumentnie.. do konca zdesperowani bylismy go atakowac ale 33 kilometry z plecakami i calym wyposazeniem a potem wspinanie sie na czterotysiecznik przez dwa dni non stop to jednak trocge za wiele dla ludzi oslabionych goraczka, rozsadek znow zwyciezyl i ruszylismy w dalsza droge :)

Page: 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21

Publish your own story!


  Terms and Conditions    Privacy Policy    Press    Contact    Impressum
  © 2002 - 2024 Findix Technologies GmbH Germany    Travel Portal Version: 4.2.8