Free travel home page with storage for your pictures and travel reports! login GLOBOsapiens - Travel Community GLOBOsapiens - Travel Community GLOBOsapiens - Travel Community
Login
 Forgot password?
sign up


Top 3 members
pictor 122
wojtekd 72
Member snaps
thraen

Remik's Travel log

about me      | my friends      | pictures      | albums      | reports      | travel log      | travel tips      | guestbook      | activities      | contact      |

Log entries 171 - 180 of 204 Page: 13 14 15 16 17 18 19 20 21



Aug 03, 2006 06:00 PM Easy riders to my :)

Easy riders to my :) Tak. zostalısmy easy rıders. nasza nıezawodna jak dotad AırArabıa dala plame na calego ı zapodzıala gdzıes albo wyslala nıe wıadomo dokad wszyskıe nasze bagaze. tak wıec dzıs w nocy stanelısmy w Istambule bez doslownıe nıczego. ot w podkoszulkach z butelka mıneralnej w garscı. a bylo to tak.
Z Delhı pojechalısmy do Jaıpuru. rozowego mıasta. ponoc cıekawe ale na nas zrobılo fatalne wrazenıe. mımo ız zaprawıenı jestesmy w bojach z wszelkımı rıkszarzamı hotelarzamı ı nacıagaczamı to w jaıpur przez kılka godzın z trudem odpıeralısmy zmasowany atak calej tel halastry. normalnıe nıe dalo rady przejsc kılka krokow ulıca bo na chama nam wszyscy droge zajezdzalı ze mamy tylko z nımı jechac. na chwıle schronılısmy sıe w Pızza Hut by ochlanac.
Samolot odlecıal o czasıe ı wczesnıe rano wyladawalısmy w Emıratach Arabskıch. Wykombınowalısmy sobıe wıze 96 godzınna co tu nıe jest latwe ı pomknelısmy zwıedzac emırat Sharjah jako ze zeszlego roku robılısmy Dubaj. Wytrzymalısmy tylko do poludnıa. temperatury na ulıcach tego mıasta pustynnego sa nıe do opısanıa. nıe sposob jest przejsc kılka mınut na zewnatrz. osoby jakım wydaje sıe ze w Polsce mamy upaly latem pragnıemy zapewnıc ze w porownanıu z Emıratamı to my w lıpcu mamy zıme.
Kolejna noc ı kolejny lot tym razem juz do Istambulu. na mıejscu klops. okazuje sıe ze nasze bagaze albo zostaly w Sharjah albo polecıaly gdzıes ındzıej. ot chocby do Kuwejtu bo akurat tez sıe odprawıal. Po spısanıu protokolu nıe pozostalo nam nıc ınnego jak po prostu tak jak stoımy kontynuowac nasza podroz do Polskı. jak nas zapewnıono nasze bambetle przysla nam do domu. no coz pozyjemy zobaczymy. Dzıs wıec na luzıe juz szalelısmy po Stambule a potem plazowalısmy nad morzem Marmara a za godzıne wyruszamy dalej. przed namı bowıem Bukareszt. tam mamy dotrzec jutro rano. Nıestety majac klawıature turecka nıe mam tu przecınka wobec tego relacja sıe pod wzgledem ınterpunkcjı skomplıkowala :) Pozdrawıamy wszystkıch ı zmykamy bo czas gonı.



Jul 31, 2006 06:00 PM Delhi - orient na calego :)

Jako sie rzeklo, wspielismy sie wysoko, mimo pobudki o czwartej nad ranem (wstac szybko pomogly nam karaluchy :) ledwo zdazylismy na miejscowy tu szczyt Sarangkot, jednak zdazylismy. Na szczycie otwarla sie przed nami fantastyczna panorama na wszystkie szczyty Annapurny plus wysuwajacy sie na pierwszy plan szczyt zwany Rybim Ogonem mierzacym zaledwie 7 tys m. :) Po wspanialym spektaklu slonca na osniezonych szczytach Himalajow droga powrotna przebiegla nam spokojnie, nie liczac tylko szalenczej jazdy kierowcy naszego autobusu nad urwiskami, tak oto po naszym ekspresowym "tour Nepali" wrocilismy do Indii. Zatrzymalismy sie w hotelu na granicy a dzis od rana podrozowalismy przez Indie docierajac w koncu tu skad piszemy, oto Delhi. W pociagu niespodzianka, spotkalismy wreszcie Polakow, para z Torunia zwiedzajaca Indie, spore zaskoczenie, choc zapomnielismy napisac, ze juz bedac w Bam w Iranie spotkalismy dwoch mlodych chlopakow z Ostrowca Sw. ktorzy wlasnie zwiedzali Iran. dzis tu zostajemy, trzeba sie troche rozejrzec choc miasto jest ogromne, a jutro udajemy sie na poludnie do Jaipuru, to juz Radzastan, stamtad tez w nocy odlatujemy do Emiratow a potem dalej, tak oto konczymy powoli nasz Silk Road Ride 2006, choc przed nami jeszcze droga daleka do domu a czas ucieka :) Nastepne wiesci zapewne juz z Europy, do zobaczenia :)



Jul 28, 2006 06:00 PM U celu.. u stop Annapurny

Tak oto dotarlismy.. po dwoch dniach obijania sie po Kathmandu wyruszylismy ku Annapurnie, podroz autobusem do Pokhary to przezycie samo w sobie, wehikul z czasow krola Cwieczka pedzacy waskimi drogami na skaju bezdennych przepasci przez wiele godzin to spora dawka adrenaliny :)
I oto jestesmy, sam masyw Annapurny ukryty jest za chmurami wiec dzisiejszy dzien potraktowalismy ulgowo, ot poplywalismy lodka po jeziorze, pozwiedzalismy, typowe. Za to jutro startujemy juz po czwartej rano, majestatyczne szczyty osmiotysiecznikow mozna o tej porze roku ogladac w calej krasie wylacznie o wschodzie slonca, trzymajcie kciuki bo w tym celu musimy sie wspiac baaardzo wysoko :)
Do zobaczenia... (namaste) :)



Jul 26, 2006 06:00 PM W sercu Himalajow.. Kathmandu.

Z Armitisar wyruszylismy wczesnie rano, zostawiwsze jak przykazalo datek na swiatynie bo jak na warunki noclegowe tam panujace spalismy wrecz po krolewsku (dwie prycze w osobnym pokoju :) Zaladowalismy sie do pociagu, typowa plackarta jak w Rosji tyle ze po trzy prycze w rzedzie. Podroz urozmaicaly nam widoki za oknem, procz wszechobecnego syfu i smrodu uryny zwiastujacego kilometry wczesniej kazde wieksze miasto za oknem pola ryzu ustapily z czasem plantacjom bananow. Do Gorakhpur dotarlismy na drugi dzien rano, kto jak my nie spedzil doby w indyjskim pociagu nie wie o czym mowa :) Po ostrym starciu w miejscowej kasie "only for foreigners" gdzie panienka za cholere nie chciala nas obsluzyc zabukowalismy sobie w koncu bilet na koniec lipca do Delhi, coz, pozyjemy zobaczymy czy sie przyda a kupno tu biletu kolejowego to naprawde spory wyczyn wiec lepiej miec cos w zapasie. Potem juz "tylko" trzy godzinki w miejscowym autobusie i oto stanelismy w koncu w Sonaluli, tak to juz granica z Nepalem.. Odprawa przebiegla szybko i poszlismy sie zorientowac w mozliwosciach dalszej podrozy. W miejscowym biurze turystycznym osiagnelismy remis, znaczy sie gosc nas nacial na bilet do Kathmandu, zamiast przyjechac na 10 wieczor na miejsce wsadzil nas w wehikul jaki dotarl o szostej rano. Pierwszy raz mielismy dosc serdecznie komunikacji w azjatyckim tu stylu, o drugiej w nocy kierowca z obsluga zostawili autobus po prostu na srodku drogi i zawiadomili nas ze ida spac na trzy godziny, pieknie po prostu, ani siedziec na ulicy bo to srodek jakiej dzungli gdzie oprocz tej chalupy gdzie spali nic nie ma ani tym bardziej w autobusie bo co chwile nadlatywaly pedem z gory ciezarowki rozpaczliwie hamujac.
Dotarlismy w koncu a jak wspomnialem rozgrywka wypadla remisowo bo w zamian po lekkiej pyskowce mamy calkiem przyzwoity wreszcie hotel!!!!! (normalny na nasze warunki, nie tutejsze) nawet nas za darmo do niego zawiezli, wiec korzystajac z okazji zostajemy tu na popas bo podrozy chwilowo mamy dosc a samo Kathmandu gdzie obecnie jestesmy ma sporo do zaoferowania wiec godzinami grasujemy po miescie. Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i do niedlugiego juz zobaczenia gdyz za dwa dni wyruszamy w droge powrotna zahaczajac byc moze jeszcze o Pokhare by jesli warunki pogodowe pozwola zobaczyc sama Annapurne.



Jul 23, 2006 06:00 PM on the Silk Road.. przed nami Indie.

Tak jak obiecalismy, dzis uzupalniamy opis naszej podrozy, przerwany jeszcze we wschodnim Iranie, konkretnie w Bam.
Od tego czasu przezylismy wiele przygod niestety ze wzgledu na spokojny sen naszych rodzicow nie wszystkie tu opiszemy ale obiecujemy uzupelnic to po powrocie :)
Z bam wyruszylismy do Zahedanu, nie zatrzymywalismy sie tutaj bo nie jest to dla europejczyka zbyt bezpieczne miasto, do spolki z dwoma Pakistanczykami wynajelismy taksowke do granicy, gruchota jakiego swiat nie widzial, psul sie przecietnie co 10 km, ostanie 15 przejechalismy ciagnieci na holu przez jakas terenowa Toyote :) Przejscie graniczne poszlo nad podziw sprawnie i juz bylismy w Pakistanie. Z samej granicy odjezdza autobus pamietajacy jeszcze z pewnoscia czasy kolonialne, kilkanascie godzin jazdy tym potworem do Quetty to nialatwa sprawa, na tej trasie Pakistan zasadniczo nie ma drog, czesto jechalismy po prostu pustynia w tumanach piasku. Dotarlismy do Quetty.. miasto jak z koszmaru, czuje sie na kazdym kroku ze to nie jest bezpieczne miejsce, zreszta lezy na pograniczu z Afganistanem, tylko poznanemu juz w taksowce w Iranie Pakistanczykowi zawdziaczamy ze nie siedzimy tam do dzis, bo najwczesniej bilety kolejowe byly na 25 lipca.. mial gosc znajomosci bo zna te trase i juz po czterech godzinach siedzielismy w pociagu do Lahore. Pociag jak pociag, tyle ze w kazdym wagonie uzbrojeni po zeby zolnierze na lekkim haju bo w oknach mielismy dziury po ostrzale z karabinu maszynowego, karabin nas nie przerazal gorzej ze ponad miesiac wczesniej pociag ten ostrzelano rakietami :) po dobie jazdy przez Pakistan dotarlismy do Lahore, akurat nam sie trafila lekka powodz ale to w sumie pikus w tym kraju. Poznany Pakistanczyk zabral nas do hotelu potem rozrabialismy na miescie z nim i jego rodzina w sumie bylo baaardzo wesolo :) Po nocy w hotelu rano pojechalismy na przejscie graniczne z Indiami, wiekszosc relacji opisuje je jako trudne i dlugotrwale, moze mielismy szczescie ale nam poszlo jak z platka i od poludnia jestesmy juz w Indiach, konktetnie teraz w Zlotej Swiatyni w Armitisarze, tutaj tez (w owej swiatyni) bedziemy dzis spali w dodatku po raz pierwszy od tygodnia mamy tu piwo :)
relacja z koniecznosci tez niejako po lebkach ale czasu nie mamy zbyt wiele, teraz idziemy sie przespac a na jutro rano mamy wykombinowany bilet kolejowy az do Gorakhpur przy granicy (no, prawie:) z Nepalem.. tam tez podejmiemy decyzje o dalszych losach naszej wyprawy bo czas biegnie nieublaganie a my nie mozemy sobie pozwolic na to by nie zdazyc wrocic do Indii na poczatku sierpnia, pozdrawiamy wszystkich serdecznie i (poniewaz przed nami kolejna doba w pociagu) nie wiemy kiedy i skad bedziemy miec mozliwosc znow napisac kilka slow, buzka :)



Jul 22, 2006 06:00 PM Pakistan ride

Dzis tylko kilka slow bo lacze tu mamy beznadziejne, postaramy sie uzupelnic wpisy jutro, zyjemy i dobrze sie mamy choc droga przez wschodni Iran i Pakistan to nie zajecie dla delikatnych i latwo nie bylo , dzis zostajemyw Lahore a jutro wyruszamy do Indii dodam tylko ze gdyby nie pomoc poznanych tu przemiych pakistanczykow utknelibysmy na amen w zakichanej Quettcie przy granicy afganistanu a jest to miejsce jakie mozna smialo okreslic miastem grozy, pozdrawiamy i obiecujemy uzupelnic wpisy o opis naszej podrozy przez pakistan jak szybko to mozliwe, trzymajcie kciuki :)



Jul 18, 2006 06:00 PM Nie zatrzyma nikt nas - Persje zdobylismy :)

Na czym to skonczylismy.. aha Baku, kuszetke do Astary mielismy niezla, z myszami w przedziale, Astara to po prostu peron na samym brzegu morza Kaspijskiego i nic wiecej, granica to mur z dwiema metaliwymi furtkami, pod wejsciowa tlum przemytnikow z tobolami, Beatka na krzywy ryj wepchala sie do tej drugiej i o dziwo nas wpuscili bo wygladalo to kiepsko, pogranicznicy Azerscy to byli zolnierze sowieccy, rozmawiali z nami po polsku bo u nas cale lata stacjonowali. Na granicy iranskiej poszlo ciut gorzej, mielismy dwa falstarty bowiem nie chcieli nas wpuscic przez to ze Beatka nie miala obowiazkowego tu czadoru, koniec koncow zrobil;ismy go napredce ze starej koszuli, boki mozna zrywac ale w koncu ja wpuscili :)
Po stronie iranskiej inny swiat, oczywiscie frycowe zaplacilismy, tradycyjnie nacieli nas w knajpie, typowe. Autobus do Teheranu stargowalismy na 70 000 tutejszych riali.. hm.. wyszlo po naszej dyszce zlotych na glowe za 600 km.. sam Teheran jest ogromnym molochem, dlugi czas nie moglismy znalezc hotelu mimo pomocy poznanej po drodze parki mlodych Iranczykow, ceny hoteli tu powalaly, w koncu jednak udalo sie mocno po polnocy. nastepny dzien to oczywiscie zwiedzanie, dosc ograniczone ze wzgledu na brak czasu oraz ogrom miasta, zgubic sie jest naprawde latwo. Ruszylismy dalej.. czasy Marco Polo gdy przemierzalo sie pustynie wielbladami odeszly daleko w niepamiec, obecnie podrozuje sie przez pustynie klimatyzowana kuszetka, choc oczywiscie do czasu, tory kolejowe doprowadzily nas tylko do Bam, miasta jakie kilka lat temu nawiedzilo ogromne trzesienie ziemii, widac to na kazdym kroku, z poteznej cytadeli nie zostalo prawie nic, coz tak bywa gdy buduje sie z piasku. siedzimy teraz w polecanym przez Lonely Planet Akbar Guest House z ktorego zostaly dwa parterowe baraczki kryte blacha, czuje sie tutaj czlowiek jak ciec na budowie, wszedzie ruiny i budowy ale w koncu udalo sie nam dostac do internetu stad, kiepski bo kiepski ale jest. Na dluzsze opowiesci nie mamy tu warunkow a jest co opowiadac bo ludzie tu z jednej strony sa niesamowicie zyczliwi pomagaja jak moga, a z drugiej widac juz Talibow na ulicach w tych swoich zaslonach na oczy co wyglada lekko groznie. Nastepne kilka dni znow nici z internetu bo jutro rano ruszamy wziac byka za rogi, przed nami Pakistan.. tam nie spodziewamy aby byla szansa tu cos napisac tym bardziej ze przed nami najtrudniejszy odcinek podrozy, pozdrawiamy wszystkich i do nastepnych relacji :)



Jul 16, 2006 06:00 PM Duch Republik Radzieckich - Baku

Duch Republik Radzieckich - Baku Tak.. jest tu odczuwalny na kazdym kroku, wystarczy wyjsc kilka krokow poza scisle centrum a z marmurow i salonow najlepszych swiatowych marek wpada sie jak w czarna dziure w srodowisko rodem jak z przed kilkudziesieciu lat.
Przylecielismy tu z Lotwy, lot przebiegl bez problemow i o piatej nad ranem znalezlismy sie przed lotniskiem, tradycyjne opedzanie sie od taksowkarzy i innych naganiaczy (only 10 dollars..) :) i odszukalismy autobus do miasta, a dalej miejscowe metro. Wlasnie te przedmiescia robia najwieksze wrazenie, tu czas sie zatrzymal dawno temu, a czego nie udalo sie rozkrasc dokonczyla chyba wojna bo duza czesc miasta wyglada jak po bombardowaniu. Za to ludzie zyczliwi, jakis gosc postawil nam za darmo zetony na metro niby tutaj to dla miejscowych nawet grosze ale ciekaw jestem kogo u nas stac na taki gest. Poniewaz mamy mase czasu, pociag mamy dopiero o 23 intensywnie zwiedzamy miasto, glupia sprawa dotarlismy na wybrzeze morza Kaspijskiego i nawet nie ma sie jak w nim zamoczyc bo wszystko obetonowane niemilosiernie i nijak nie sposob dosiegnac :) Na ulicach ruch juz typowo azjatycki czyli wiadomo, gaz do deski i klakson, przejscie przez jezdnie to sztuka nie lada, a na samych ulicach widac wyraznie podzial, jedzie masa Lad i Wolg a pomiedzy nimi Mercedesy i BMW, inne marki to wlasciwie margines. Klimat tu jest znosny tylko ze wzgledu na silne wiatry od morza bo gdyby nie one byloby ciezko, ale coz to namiastka tego co dopiero przed nami. Tyle na teraz, idziemy jeszcze dalej zwiedzac choc w tych temperaturach i po nieprzespanej nocy padamy wrecz na nos, ale pociag jak wspominialem mamy o 23-ej, za cale hehe 3 dolary na lebka mamy kuszetke (podobno) az do samej Astary na poludniu Azerbejdzanu, jesli wszystko przebiegnie wedlug planu to juz jutro przed poludniem mamy nadzieje byc w Iranie, co tam spotkamy i zobaczymy opiszemy tu zapewne niebawem, pozdrawiamy i trzymajcie kciuki :)



Jul 14, 2006 06:00 PM ViaBaltica

Oto Ryga.. Na zadane na forach internetowych pytanie jak najtaniej pojechac do Rygi wszelkiej masci dowcipnisie radzili nabyc trzy wina owocowe i niezwlocznie spozyc.., mozna i tak.. :)
My jednak w sposob bardziej tradycyjny lotewskim Ecoline'm poprzez Litwe znana nam dotad tylko ze slyszenia droga ViaBaltica dotarlismy na Lotwe bez problemow, stolica piekna choc na dluzsze zwiedzenie Old Town zabraklo nam czasu, przyjechalismy dosc pozno a jeszcze jest zmiana czasu o godzine wzgledem Polski, niemniej to co zobaczylismy naprawde robi wrazenie. Centrum miasta jest piekne,do tego pelne zieleni, parki, fontanny.. Na dokladniejsze jednak zwiedzanie wybierzemy sie dopiero jutro bo mamy caly dzien na rozpoznanie tu, w dalsza droge ruszamy dopiero wieczorem. Na razie zainstalowalismy sie w najtanszym mozliwym hostelu w najtanszym pokoju dziesiecioosobowym ale za to mamy tu za friko internet :) Zabawne, wystarczy pojechac kilkaset kilometrow na polnoc od Polski i juz ma sie namiastke bialych nocy znanych raczej z polarnych okolic, jednakze juz tu gdy dochodzi polnoc niebo jest bardzo jasne. teraz kilka godzin snu a rano wyruszamy na podboj Rygi :) Pozdrawiamy serdecznie a nastepne wiesci juz zapewne z mniej polarnych okolic :)



Jul 06, 2006 06:00 PM Świat to za mało - nowe przygody

To nieco pompatyczne stwierdzenie jest, prócz motta naszej kolejnej wyprawy również tytułem zaczerpnietym wprost z serii o Bondzie, nieprzypadkowo..:) Pierwszym bowiem naszym celem będzie położona na wybrzeżu Morza Kaspijskiego stolica Azerbejdżanu, Baku. Tam właśnie na polach naftowych kręcony był tytułowy film o Jamesie Bondzie, tam też podobno można do dziś napić się firmowego drinka 007 (zero części wody, zero części lodu, siedem części wódki), z czego nie omieszkamy skorzystać :)
Dokładnie za tydzień wyruszamy na naszą nową wyprawę. Cel postawiliśmy sobie (biorąc pod uwagę szczupłość środków i czasu) bardzo ambitny, tym razem podróżować będziemy bowiem odwiecznym szlakiem Silk Road, tak właśnie Szlak Jedwabny bo o nim tu mowa poprowadzi nas na Daleki Wschód, zanim to jednak nastąpi, za tydzień ruszamy z Krakowa wprost do Rygi na Łotwie, tam też zacznie się nasza nowa Przygoda jaką mamy nadzieję będziemy mieli okazję podzielić się tu z Wami, keep your fingers crossed :)

Page: 13 14 15 16 17 18 19 20 21

Publish your own story!


  Terms and Conditions    Privacy Policy    Press    Contact    Impressum
  © 2002 - 2024 Findix Technologies GmbH Germany    Travel Portal Version: 4.2.8