Free travel home page with storage for your pictures and travel reports! login GLOBOsapiens - Travel Community GLOBOsapiens - Travel Community GLOBOsapiens - Travel Community
Login
 Forgot password?
sign up


Top 3 members
wojtekd 55
pictor 40
Member snaps
thraen

Remik's Travel log

about me      | my friends      | pictures      | albums      | reports      | travel log      | travel tips      | guestbook      | activities      | contact      |

Log entries 101 - 110 of 204 Page: 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16



Sep 02, 2010 06:00 PM Ziiiiimno...

Islandia powitała nas chłodno.. co ciekawe, temperatura tu jest około 12 stopni, ale zacinający deszc i niesamowity wiatr potęgują uczucie chlodu. Za stosunkowo niedużą jak na tutejsze ceny kwotę otrzymaliśmy wiekowego Nissana, który (odpukać) radzi sobie jednak dzielnie na miejscowych szutrach bo z asfaltem to tu różnie bywa. Jako że pogoda mocno utrudnia zwiedzanie, do tego stopnia że nie bardzo jest jak drzwi od samochodu otworzyć (musieliśmy odpuścić na dziś Blue Lagoon), zmieniliśmy lekko plany i ruszyliśmy z mety w interior ok 200 km. Tu pogoda znacznie się poprawiła więc zaczeliśmy oczywiście od gejzerów, a teraz siedzimy nad wodospadem gulfoss, w knajpie ładuje się bateria od aparatu bo czego jak czego ale widoków tu nie brak i padła biedaczka bez życia, zjedliśmy najdroższą chyba w zyciu zupę (50 zł miseczka) i medytujemy nad dalszymi planami, pora chyba na wulkan, nie uważacie? :)



Sep 01, 2010 06:00 PM New York, New York.. :)

Dziś krótko bo przed nami masa zwiedzania, Nowy Jork jak wspomniałem zrobił na nas dużo lepsze wrażenie niż Miami, na dobrą sprawę tu moglibyśmy mieszkać ;) W beczce miodu jest i łyżka dziegciu, piwo moi drodzy niestety jest tu sporo droższe ;) Wyspani wreszcie i odświeżeni ruszamy znów na miasto bo następna okazja żeby się normalnie wyspać trafi się coś tak czuję dopiero w poniedziałek za tydzień :)
Nasza tegoroczna amerykańska przygoda dobiega powoli końca, wrażenia z tego kraju mamy mieszane choć nie zobaczyliśmy go więcej niż w jednym procencie. Generalnie daje się zauważyć że mimo iż cechuje ich ogromna duma narodowa to jednak i kompleksy wobec starego kontynentu. Wszystko tu bowiem to co najlepszej jakości, najdroższe, najbardziej ekskluzywne, kojarzone jest z Europą, to co jest w cenie jest szwajcarskie, francuskie, włoskie, etc. Dotyczy to wszystkiego, od ciastek w cukierni czy piwa aż po samochody, swoich wyrobów taką estymą nie darzą i niech to będzie dobre podsumowanie naszej wycieczki.
Jak wspomniałem opuszczamy już dziś wieczór Stany Zjednoczone, zmieniamy też całkowicie środowisko w jakim teraz przyjdzie się nam poruszać, trzymajcie mocno kciuki, przed nami bowiem to, czego w naszych podróżach nie powinno zazwyczaj zabraknąć.. wulkany, przed nami Islandia!



Aug 31, 2010 06:00 PM Greyhoundem przez Stany Zjednoczone.

A dokładnie przez siedem stanów dotarliśmy do Nowego Jorku. Ale po kolei..
Terminal Greyhounda w Miami mieści się zaraz za płotem lotniska akurat w tym miejscu gdzie kończy się pas startowy, jak łatwo sobie wyobrazić co około dwie minuty cały budynek trzęsie się w posadach przy kolejnym startującym zaraz nad nim samolocie, ciekawe kiedy im jakiś podmuch startującego odrzutowca sprzątnie cały terminal? :) Autobus pojawił się prawie o czasie i oto przed nami było 33 godziny jazdy. Nie wierzcie w bzdury wypisywane na rozmaitych forach przez "znawców tematu" że Greyuhoundem jeżdżą wyłącznie czarni, podział jest mniej więcej pół na pół, jechali z nami i starzy murzyni i młodziutkie blond rosjanki :) Natomiast trzeba przyznać że tym środkiem transportu jadą najczęściej ci, którzy mają tu nie do końca czyste konto w USA, widać to, słychać i czuć ;) Bo i do samej podróży trzeba mimo wszystko mieć niezłą kondychę. Sam autobus choć wygodniejszy od naszych (więcej miejsca na nogi) zatrzymuje się często i na dość długo, wszyscy wtedy muszą wysiadać i czekać np. pół godziny na kolejnych terminalach. Atrakcji oczywiście nie zabrakło łacznie z wezwaniem przez kierowcę policji do pewnej pasażerki, ot miejscowy folklor turystyczny :) Tak to podróżująć z Florydy m.in. przez obie Karoliny czy Wirginię zaglądając po drodze do Waszyngtonu dotarliśmy dziś nad ranem do Nowego Jorku. Mimo hmm.. lekkiego zmęczenia, ruszyliśmy z kopyta na zwiedzanie, nie mamy tu bowiem niestety do dyspozycji tyle czasu co na Florydzie. Zakwaterowaliśmy się w Harlemie (bo ceny tu oszałamiają) nabylismy sieciówkę na metro i ruszyliśmy z kopyta, Central Park, potem oczywiście Most Brooklyński, Broadway, zajrzeliśmy na Wall Street (a co:) oczywiście parę fotek Statuy Wolności, ale z brzegu, płynąć tam nie warto, na górę nie wpuszczają więc płacić za fotkę na cokole? Byliśmy też w Strefie Zero, niewiele zobaczylismy bo całe miejsce tragedii WTC jest w tej chwili wielkim placem budowy, powstaje nowa pojedyncza wieża (jest już kilkanaście pięter) oraz duży kompleks muzealny dla odwiedzających, wszystko jest teraz ściśle ogrodzone.
Tyle dziś zrobiliśmy, miasto nam się bardzo spodobało, niestety późnym popołudniem klasycznie "padliśmy na ryjek" Korzystając z cienkawego dość internetu w naszym hostelu posyłam więc tę opowieść i zmykamy spać, dobranoc ;)



Aug 28, 2010 06:00 PM Ile jest wódki w wódce?

Pytanie wydaje sie oczywiste.. ale nie tu. Na butelce stoi jak wół "Wódka o zmiejszonej kaloryczności" hm.. o ile wiem to tam tylko spirytus powinien być, co tu zmniejszać? Tak tu jest ze wszystkim, wszystko "organic", odkalorycznione, odcukrzone, odsolone.. na puszce soli napisane że jest to "sól o 33% zmniejszonej ilości soli" mało mnie szlag nie trafił jak to coś nabyłem.. Nic dziwnego że wszystko smakuje tu jak mokra tektura z wodorostami, ble.
Miasto poznaliśmy wydaje się nieźle, żyjąc tu jak przeciętna middle class, no może jak to w Samych Swoich było "middle middle class" pewne rzeczy nam się tu bardzo spodobały np. sprawność miejscowej policji, tu nie ma cwaniakowania jak w Polsce, zostawiania aut na awaryjnych, parkowania zajmując dwa miejsca nawet na pustym parkingu, jakiegokolwiek parkowania poza parkingami, na chodnikach itp. raz zauważyliśmy Ferrari jakie śmigneło obok autobusu, kilkaset metrów dalej go mijaliśmy jak już płacił.. oj przydałyby się u nas drakońskie przepisy. Są też rzeczy jakie niezmiennie dziwią, np. w żadnym sklepie z elektroniką nie ma cen, wchodzi się i czlowiek jest osaczany przez sprzedawców pytaniami "co chcesz kupić?" Co mogę chcieć jak nie wiem co mają, co jest ile warte i ile oni za to chcą? Porażka jakaś, miałem ochotę na lepszy obiektyw do naszego Nikona ale takie zakupy to niech mnie pocałują.
Nasza tegoroczna przygoda na Florydzie powoli dobiega końca w nieskończoność tu siedzieć nie możemy toteż już jutro wieczór (no, dla Was to będzie wtorek rano ;) zmieniamy klimaty, tropiku nam już wystarczy i wsiadamy do legendarnego autobusu Greyhound. Przed nami podróż wzdłuż prawie całego USA na północ, przed nami cała noc, potem caly dzień, potem znów cała noc.. aż do Nowego Jorku, "first we take Manhattan" :) Trzymajcie kciuki.



Aug 25, 2010 06:00 PM Może by tak zostać? ;)

Może by tak zostać? ;) Nie nie, spokojnie, żartowałem.. nie nasze klimaty :) Miami nie jest może najgorszym miejscem do zycia, ale też zdecydowanie nie jest najlepszym jakie znamy ;) Niby nowoczesne ale na dobrą sprawę nie powala, architektura mocno przypadkowa, nawet centrum miasta robi miejscami wrażenia składu rupieci różnych, gdybym nie wiedział gdzie wylądowałem stawiałbym na jakąś południowoamerykańską metropolię, jakiś Ekwador czy coś..
To coś na fotografii to tzw. Metromover, automatyczna i bezobsługowa kolejka jaka nad ulicami jeździ na podporach po centrum co ciekawe ZA DARMO, nie wiem jak oni to zbudowali bo jedzie toto często centymetry od czyichś okien a bywa że jak budynek większy to i środkiem przed niego. Najgorzej zdaje się mają ci którym okna wypadły zaraz poniżej. Komunikacja tutaj zresztą ogólnie jest dość zagadkowa, długo nam np. zeszło aby nabyć bilet sieciowy na caly tydzień. Nie wspominałem chyba ale po usilnych poszukiwaniach okazało się że w całym Miami Beach jedynym miejscem sprzedającym ten rarytas jest jedna z... aptek (tak, to nie pomyłka), czy ja aby na pewno jestem w Stanach?
Ze śniadań w hotelu zrezygnowaliśmy bez żalu, szło wykitować z głodu, szkoda tylko że forsy się nie da odebrać, zdesperowany w miejscowym supermarkecie nabyłem ogromny bekon, ostrą paprykę i kubańskie pieczywo i wreszcie poczułem że żyję :) Supermarket zresztą calkiem swojski, na półkach sporo polskiej gorzały, Luksusowa, Sobieski, jakieś Belwedery.. jednak za ciepło tu na wódkę, miejscowe piwo Budweiser w małych puszkach jest za 2,70 sześciopak więc da się żyć. Inna sprawa że na puszce tego Budweisera same zachwyty King of beer i inne bzdety.. król najwyraźniej jest nagi, da się to pić wyłacznie mocno schłodzone :)
Ruszyliśmy w końcu trochę z programem turystycznym niestety idzie nam ciężko bo kiepsko z forsą, wszystkie atrakcje tu kosztują fortunę, mimo szczerych chęci nie wydam 200$ na jeden dzień w Disneylandzie bo nawet miejscowe Zoo kosztuje tu 20$ :/ Planowaliśmy dzień na Bahamach, niedrogo jest, statek all inclusive (nawet z gorzałą w cenie) 99$, ale odpływa z Ft Lauderdale, trzeba więc doliczyć drugie 100 na dojazd, dwie osoby to cztery stówki czyli ponad 1200 zł za jeden dzień? Nie za bardzo.. :)
Tak to nam tu zycie słodko idzie, raz w dostatku a raz w bidzie ;) Pozdrawiamy czytelników, stąd będzie zapewne co najwyżej jeszcze jeden wpis bo pora się będzie w końcu ruszyć w całkiem inne miejsca i klimaty :)



Aug 23, 2010 06:00 PM Pierwszy dzień szkoły :)

Pierwszy dzień szkoły :) Nie u nas.. Tu w USA dziś na Florydzie dziś pierwszy dzień szkoły. Cieszy nas to bardzo bo na plaży żywego ducha, w basenie hotelowym moczy sie jakichś trzech desperatów i jeden gość ryby łowi (nie w basenie of course ;) sielanka panie, bo jak dotąd była tu nieustająca impreza :)
Jako że jesteśmy tu juz dłuższy czas zintegrowaliśmy sie z otoczeniem, kolorem skóry nie odbiegamy już tu od średniej, czapki nosimy tyłem do przodu i jak przystało wszystko określamy przymiotnikiem "madafakin" (ciii... piszę po północy więc żadne dzieci nie przeczytają ;)
Miami Dade Transit mamy już rozpracowany, uzbroiliśmy się w coś w rodzaju naszych miesięcznych na sieć i szalejemy. Troszkę shoppingu jeszcze nikomu nie zaszkodziło wiec robimy niejako przy okazji. Dziś między innymi butik Posh Spice, kojarzycie tę panią? Każde byle gatki 400 dolarów, hehe tyle to ja nie bardzo mam budżetu na cały tu pobyt ale cóż jesteśmy w końcu w centrum tego całego luksusu :)
Pozdrawiamy czytelników, wiem że trochę przynudzam tym razem ale mamy takiego lenia że nawet Everglades nam się nie chce zrobić choć będzie trzeba bo dotrzeć tu i tam nie być to grzech wielki.
PS. Co do wspomnianego na wstępie koloru skóry.. u mnie nawet nadspodziewana integracja, uzbroiłem się pierwszego dnia w miejscowym sklepie w parasol plażowy za całe 20 dolarów i zadowolony pomknąłem na plażę nie pomyślawszy (hehe jakby pierwszy raz był w tropiku) że zwrotnikowe słońce przebija go z łatwością.. no to leżałem i kwiczałem ze trzy dni ;)
PS2. Na fotce policjanci z Miami, no... jeden, drugi zdjęcie robi ;)



Aug 20, 2010 06:00 PM Na Florydzie bez zmian. ;)

Na Florydzie bez zmian. ;) No cóż, rozpoznanie bojem Miami jakoś nam idzie, powoli zaczynamy się orientować w tutejszych realiach a różnią się one od naszych. Trochę na własną rękę, trochę od miejscowych, gawędziliśmy między innymi z Niemcem jaki przeniósł się tu 15 lat temu (ja tam mimo wszystko wolałbym w drugą stronę). Ciężko tu bez auta bo komunikacja jest kiepskawa, cięzko też z autem bo ceny parkingów w Miami Beach powalają, np. w naszym hotelu to jest 17 dol za dobę do tego dochodzi każdorazowe podstawienie auta przez jakiegoś waleta (przynajmniej 2$ tip) jakbym sam zaparkować nie umiał. Tipy czyli napiwki zresztą to w ogóle tu cała filozofia istnienia gospodarki tego kraju, daje się każdemu i za wszystko a właściwie to każdemu i najczęściej za nic. Śniadanie w cenie pokoju, podłe zresztą ale stoi słoik na forsę, pokojowe, recepcjoniści, taksówkarze, kelnerzy i cholera wie kto jeszcze, tu się po prostu daje i już.
Dziś zrobiliśmy South Beach, lekki poślizg bo przeziębienie jakiego nabawiłem się w niemczech rozwineło się dość konkretnie i musiałem się podkurować, nietrudno się tu zaziębić, na zewnątrz rzadko jest mniej niż 40 stopni, może nocą nad ranem, w budynkach natomiast licytują sie chyba kto potrafi bardziej mrozić, w sklepach, knajpach i naszym hotelowym lobby człowiek się trzęsie z zimna, cóż tak już mają i już :)
Na South Beach zajrzelismy na plażę, zwialiśmy jeszcze szybciej, policjantów z Miami nie było, alkoholu na plaży nie wolno a temperatury iście piekielne, nie było co tam robić ale okolica milusia wybierzemy się chyba w sobotę na jakiś niewielki clubbing, obczaiłem nawet knajpę gdzie drag queens występują, będzie się działo ;)
Pozdrawiamy czytelników a póki co kurujemy się na plaży drinkami Bacardi Mohito na przemian z czosnkiem, a co :)



Aug 16, 2010 06:00 PM American dream...

Dusseldorf nie dał nam się poznać, lało cały dzień jak z cebra, siedzieliśmy więc w hotelu, wyszliśmy tylko na moment coś zjesc i akurat zdążyłem się przeziębić na tym deszczu, w sam raz na tropik :/
Sierpień to kiepska pora na loty na południe USA, lotów jest mało i są bardzo drogie jednak udało się i oto po dziesięciu godzinach lotu Air Berlin przywiózł nas na Florydę. Doliczając do tego cztery godziny opóźnienia bo w samolocie zepsuły się kible a bez nich na takim dystensie to nie bardzo to podróż okazała się jednak męcząca. Potem już poszło jak z płatka, z godzinę zmagań z immigration (bo kolejka była) pogranicznika najbardziej ciekawił mój pobyt w Pakistanie i Iranie co ja tam robiłem, kurna na kogo ja wyglądam? :)
A teraz już Miami Beach.. po dobie zmagan z hotelową recepcją, dwóch zmianach pokoi (pierwszy pokój to jakaś totalna ruina, drugi się okazał lepszy ale zajęty przez kogoś :/) daniu w łapę komu trzeba (i nie trzeba zresztą też :/ mamy w końcu to co chcieliśmy. Widok na ocean jest fascynujący, za oknem pelikany polują na ryby a my łoimy breezery Smirnoffa i kotwiczymy tu na dłużej :)
PS. Spinka ;) Na maile odpiszemy jak Jet Lag minie ;) i kac też ;)



Aug 13, 2010 06:00 PM Na początek - Kolonia.

Na początek - Kolonia. Tak jak planowaliśmy na początek dotaliśmy do Cologne, jadąc sławetnym Kiepurą z Warszawy. W przedziale spotkaliśmy zresztą innego zamiłowanego podróżnika, więc nudy w drodze nie było. Kolonia robi bardzo sympatyczne wrażenie, a że zakwaterowanie nam się trafiło w samym centrum, na bulwarach nad Renem wśród dziesiątkow ogrodkow piwnych wiec wiadoma rzecz ze jakiekolwiek narzekanie byloby co najmniej nie na miejscu ;) Jako ze od rana intensywnie zwiedzamy warto napisac ze gorojaca nad miastem a polozona troche na peryferiach wieza telewizyjna z restauracja i tarasem widokowym jest nieczynna jak sami pisza na drzwiach "od 1992 roku" przydalaby sie ta informacja gdzies w centrum a nie pod drzwiami ;/ Coz my juz wiemy i Wy juz teraz tez wiecie, wracalismy metrem. :)
Dzis w planie juz tylko wspomniane ogrodki, jutro zas jedziemy do innego duzego centrum Nadrenii, do Dusseldorfu :)



Aug 10, 2010 06:00 PM Pora na nową wyprawę :)

Jako się rzekło, czas najwyższy na nowe przygody :) Wycieczka tym razem wydaje się dość statyczna względem większości poprzednich ale z doświadczenia już wiemy, że zazwyczaj wszystko w rzeczywistości wygląda zupełnie inaczej niz się to wyobraża :)
Już pojutrze będziemy bowiem w drodze. Nasz bilet opiewa aż do Amsterdamu ale ponieważ byliśmy tam już kilka razy zdecydowaliśmy się wysiaść gdzieś wcześniej na trasie, prawdopodobnie w Kolonii w Niemczech bo wydaje się że tam właśnie jest kilka ciekawych rzeczy z jakimi warto się zapoznać. Spędzimy w tamtych okolicach w sumie trzy dni i polecimy.. znów za Wielką Wodę..:) Co zobaczymy i przeżyjemy jak zawsze opiszemy, a Wy.. trzymajcie kciuki ;)

Page: 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16

Publish your own story!


  Terms and Conditions    Privacy Policy    Press    Contact    Impressum
  © 2002 - 2024 Findix Technologies GmbH Germany    Travel Portal Version: 4.2.8